fbpx
z Stefanem Wilkanowiczem rozmawia Tomasz Ponikło grudzień 2007

Boża szkoła paradoksów

Innym niebezpieczeństwem zagrażającym świętowaniu Bożego Narodzenia jest obłędna komercja, przerost formy nad treścią…

Artykuł z numeru

J. M. Coetzee w świecie bez łaski

Bóg się rodzi i…

…moc truchleje. Kiedy myślę o Bożym Narodzeniu, od razu przypomina mi się kolęda Franciszka Karpińskiego Bóg się rodzi, równocześnie pełna prostoty i wielkiej teologicznej głębi. To w pewnym sensie „kolęda kosmiczna”. Pokazuje Dzieciątko, które rządzi światem, jest Panem nieba i ziemi. I ma się za nas ofiarować. Treść tej pieśni trafia w sedno sprawy, jest jak skrót całej historii zbawienia. „Bóg się rodzi, moc truchleje. Pan niebiosów obnażony”. Porażające jest to zestawienie przeciwieństw: ,,ma granice Nieskończony”, ,,śmiertelny Król nad wiekami…”.

Od początku przyzwyczajamy się do paradoksów.

Paradoksalność jest czymś bardzo istotnym dla chrześcijaństwa. I ta kolęda znakomicie to pokazuje. Zresztą podobnie jak obraz wiszący w krakowskim kościele św. Wojciecha. Przedstawia on Matkę Bożą trzymającą na kolanach Dzieciątko. Jezus na tym obrazie jest dzieckiem, a jednocześnie Pantokratorem, ma w ręku Księgę i nam błogosławi.

Ciekawe, że swoje rozważania o Bożym Narodzeniu zaczął Pan od kolędy. Przecież – można by powiedzieć – to tylko jedna z wielu tradycji. Może nawet folklor?

Nie, to coś więcej. Bo ta kolęda mówi o tym, co w Bożym Narodzeniu najważniejsze. Ponadto proszę zwrócić uwagę na melodię. Ona niesie w sobie jakiś liryzm – pomimo dramatycznej treści. To jest właśnie specyfika polskich kolęd – one są tkliwe, pełne ciepła, często jak najbardziej rzewne. Opisują głównie macierzyństwo, wprowadzają nas w świat rodziny. To dziś bardzo potrzebne, niemniej pojawia się tu także groźba sentymentalizmu, czułostkowości bez zobowiązań. Następuje jakieś przesunięcie akcentów. Odnoszę wrażenie, że dziś święta Bożego Narodzenia coraz mniej mówią nam o tym, co naprawdę istotne, a coraz bardziej stają się odświętnym przerywnikiem, w którym najważniejsza jest przyjemna (acz tylko chwilowa) atmosfera.

Jak u Państwa wyglądają Święta? Myślę tu o choince, dwunastu potrawach wigilijnych…

Moja żona jest Wietnamką. Nasze święta są zatem polsko-wietnamskie, a w Wietnamie nie ma tego rodzaju tradycji. Tam to wszystko wygląda inaczej. Żona pamięta, jak przy kaplicy w lesie była odprawiana pasterka. Potem jechało się do domu i siadało do posiłku.

Dla nas, tu w Krakowie, istotne jest dzielenie się opłatkiem. I śpiew kolęd. Żona, jeśli uda się nam ją namówić, śpiewa wietnamskie kolędy… Ale mnie szczególnie wzrusza Cicha noc…

To z kolei kolęda niemiecka.

Słucham jej po polsku, ale w wersji śpiewanej przez Wietnamczyka i z wietnamskim podkładem muzycznym.  Jeszcze wyraźniej wtedy widzę, że trzeba – warto! – czerpać z innych kultur, otwierać się na świat! Można wówczas zobaczyć, w jaki sposób inne kultury wyrażają to, co w tych świętach jest najważniejsze. Można – z innej strony – przybliżyć się do sedna.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się