fbpx
Aleksander Hall grudzień 2015

Zachować „status quo”

Interpretuję, iż pojęcie Kościół występujące w pytaniu, nie dotyczy wspólnoty wiernych ani nawet duchowieństwa, ale episkopatu, gdyż to gremium wytycza strategię obecności Kościoła – jako instytucji – w życiu publicznym.

Artykuł z numeru

Potrzeba gościnności

Potrzeba gościnności

Jest dla mnie oczywiste, że olbrzymia większość sterników polskiego Kościoła uważa formowanie sumień za najważniejsze zadanie. Zapewne jednak wielu z nich sądzi także, że zabezpieczenie mocnej instytucjonalnej pozycji Kościoła w życiu publicznym ułatwia realizację tego zadania.

Odpowiedź na pytanie, czy tak rzeczywiście jest, nie może być jednoznaczna. Wyraźna większość Polaków skłonna jest akceptować model relacji między państwem a Kościołem ukształtowany w latach 90. W tym modelu jest czymś naturalnym, że biskupi zabierają głos w ważnych kwestiach ogólnospołecznych, uczestniczą w państwowych uroczystościach, a nauka religii odbywa się w szkołach. Z tego modelu wynika jednak szczególna odpowiedzialność episkopatu i poszczególnych biskupów za stanowiska formułowane w sprawach państwa i prawa. Wypowiedzi uznawane za stronnicze, niesprawiedliwe sądy i nadmierne żądania w stosunku do państwa mogą bardzo szkodzić autorytetowi Kościoła, a w dłuższej perspektywie także obecnemu polskiemu modelowi stosunków pomiędzy państwem i Kościołem.

Sądzę, że działania Kościoła, czasami odbierane jako nadmiernie zapobiegliwe o jego instytucjonalne i materialne interesy, w znacznej mierze wynikają z żywej pamięci o uderzeniach w polski Kościół w okresie rządów komunistycznych, ale także z obaw, że w Polsce może dojść do głosu tendencja, która ma na celu radykalną separację państwa i Kościoła oraz jego usunięcia ze sfery publicznej.

Jestem zdecydowanym zwolennikiem utrzymania obecnego modelu relacji państwo–Kościół. Oczywiście w szczegółowych regulacjach możliwe byłyby lepsze rozwiązania, np. dotyczące sposobu nauczania religii w szkole. Jednak w warunkach obecnej polaryzacji politycznej w Polsce jestem przeciwnikiem naruszania status quo, gdyż mogłoby to spowodować ostry konflikt polityczny i prowadzić do wytworzenia klimatu „zimnej wojny” religijnej.

Obawiam się zresztą, że nadchodzi czas, w którym nad obecnymi relacjami między państwem i Kościołem, opartymi na życzliwym rozdziale obu instytucji, ale także na ich współpracy dla dobra wspólnego, gromadzą się ciemne chmury. Dzielę się tym poczuciem na kilka dni przed wyborami parlamentarnymi. W razie powstania rządu Prawa i Sprawiedliwości obawiam się zbyt bliskiego związku większości hierarchii kościelnej z rządzącym ugrupowaniem, a także prób – podejmowanych przez partię rządzącą – zmiany obecnego status quo w tak ważnych kwestiach światopoglądowych jak preambuła konstytucji czy ustawa antyaborcyjna z 1993 r. Już dziś ugrupowania liberalne i lewicowe zarzucają prawicy zamiar wprowadzenia w Polsce „republiki wyznaniowej”. Niebezpieczeństwem jest też jednak „polski zapateryzm”, czyli radykalny antyklerykalizm, który wkroczył na polską scenę polityczną wraz z wybraniem samodzielnej drogi przez Janusza Palikota w 2010 r. Poniósł on polityczną porażkę na skutek braku wystarczającej bazy społecznej i ekscentryczności lidera.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się