fbpx
Markus Meckel październik 2017

Protestantyzm i polityka

Pastorem był poprzedni prezydent Niemiec Joachim Gauck, córką pastora jest Angela Merkel. Oboje pochodzą z NRD. Kościoły ewangelickie i teologiczne uczelnie stanowiły tam wyspę wolności i szkołę demokracji

Artykuł z numeru

Geny. Projektowanie czy loteria?

Geny. Projektowanie czy loteria?

Zamiar napisania na kilku stronach całościowej rozprawy na temat protestantyzmu i polityki wydawałby mi się zuchwalstwem. Dlatego zdecydowałem się na wybór perspektywy biograficznej, pisząc jako protestant, który w NRD wyrastał na ewangelickiej plebanii, nie mógł zdawać matury państwowej, studiował teologię na uczelniach kościelnych, a potem sam był jeszcze pastorem w tymże NRD: najpierw w jednej z gmin meklemburskich, a następnie jako kierownik ekumenicznego centrum edukacji i spotkań pod Magdeburgiem.

 

Religia i wolność

Ta część Niemiec, która należała do NRD, była tradycyjnie protestancka. Tu znajdują się miejsca związane z dziejami reformacji. Katolicy, których spotykałem w młodości, pochodzili najczęściej z rodzin przybyłych na teren późniejszej NRD w charakterze uciekinierów, „przesiedleńców” i „wypędzonych” z Kraju Sudeckiego lub Śląska.

„W tym miejscu stoję, nie mogę inaczej!” – tak brzmi zgodnie z przekazami jedna z najbardziej znanych sentencji Marcina Lutra, wypowiedziana przezeń, gdy przed Sejmem Rzeszy w Wormacji nie zgodził się odwołać swoich tez teologicznych, które doprowadziły później do reformacji – był to wielki akt odwagi i wolności. Luter bronił tego, co uznał za prawdę i za słowo Boże. Imponowało mi to już jako młodemu człowiekowi. Taka odwaga głoszenia prawdy w obliczu możnych tego świata wywiera wrażenie i budzi jakieś ciepłe uczucia. Na zamku w Wartburgu Luter przełożył Nowy Testament, a potem całą Biblię. Ów przekład zaliczać się będzie do najważniejszych czynników kształtujących dziś język niemiecki i niemiecką kulturę. Słowo Boże – tego chciał Luter – miało być dostępne każdemu w jego mowie ojczystej, a przesłanie chrześcijańskie miało się stać w wymiarze egzystencjalnym słyszalne dla wszystkich i w ten sposób nadawać kierunek ludzkiemu życiu. Pojedynczemu wiernemu przypisano zdolność samodzielnego, tzn. bez autorytetu Kościoła jako instancji pośredniej, rozumienia tego przesłania i wsłuchiwania się w głos Boga. Było to, jeśli wolno się tak wyrazić, prawdziwym zwiastunem emancypacji i wolności!

Obrazy chrześcijan, którzy bronili swej sprawy i byli gotowi przyjąć na siebie także cierpienie, wywierały na mnie już w młodości silne wrażenie. W komunistycznej NRD żyliśmy ze świadomością, że i sami staniemy kiedyś przed takim wyzwaniem. Marcin Luter, Albert Schweitzer, Dietrich Bonhoeffer, Martin Niemöller, Kurt Scharf, Martin Luther King stawali się w tych okolicznościach wzorcami, którymi można się było kierować. Równocześnie jednak, nie tylko w szkole, konfrontowano nas z historią win Kościoła, z wyprawami krzyżowymi, z kościelnym wsparciem dla niewolnictwa i kolonializmu, podporządkowaniem się władzy, brakiem oporu wobec narodowego socjalizmu. I tak oto już od wczesnych lat przyszło nam się zmierzyć z zadaniem dokonywania rozróżnień, dochodzenia do własnych sądów oraz dostrzegania także ciemnych stron własnej historii. Historia Kościoła – nie ma co do tego żadnej wątpliwości – była w ostatnich stuleciach na długich odcinkach przeciwieństwem doświadczenia wolności. Kościoły i religie jako takie – w dużym stopniu także w Niemczech – postrzegano raczej jako siły ograniczające wolność. Oświecenie musiało podjąć z nimi trudny spór. Pomyślmy tu chociażby o Ephraimie Lessingu, którego przypowieść o pierścieniach, poświęcona stosunkom między religiami[1], do dziś jest materiałem edukacyjnym w szkołach, oraz o jego zaciętej polemice z hamburskim pastorem Johannem Melchiorem Goezem, która skończyła się ocenzurowaniem pism dramaturga i nałożonym nań zakazem publikacji. Co ciekawe, to właśnie owa proklamowana wolność religii była tym, co wzbudzało w Kościołach zgorszenie, albowiem obejmowała ona także prawo wyznawania innych odłamów chrześcijaństwa i innych religii – a tego prawa nie chciano, ot tak po prostu, przyznać obywatelowi.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się