fbpx
Mateusz Burzyk czerwiec 2016

Czy to jeszcze / tylko książka?

To nie było wydarzenie niespodziewane. Nie dlatego że od wydania francuskiego oryginału minęło ponad 35 lat, ale ze względu na fakt, że publikacja Tysiąca plateau, tak samo zresztą jak wciąż odkładana (być może już ostatecznie porzucona) premiera Anty-Edypa, była oznajmiana i oczekiwana – przynajmniej przez zainteresowanych współczesną filozofią kontynentalną.

Artykuł z numeru

Dlaczego rośliny powinny mieć prawa?

Dlaczego rośliny powinny mieć prawa?

Wielu z nich pewnie książkę już czytało – w dostępnym dla siebie języku. I być może tej garstce by to wystarczyło. Niemniej w moim przekonaniu do rąk polskiego czytelnika trafia naprawdę dobry przekład. A przetłumaczyć tę książkę musiało być niezmiernie trudno – przede wszystkim ze względu na niebywałą inwencję autorów produkujących pojęcia. Uznanie należy się więc tłumaczom, których nazwisk na karcie tytułowej niestety nie poznajemy, ale też redaktorom książki. Wystarczy rzucić okiem na dostępne od 1988 r. w języku polskim dwa plateau, czyli „rozdziały” (Kłącze i, częściowo, Traktat o nomadologii), by zauważyć, że mamy do czynienia z tekstem świeższym, płynniejszym i jednocześnie przystępniejszym (jeśli w przypadku tej książki można w ogóle posługiwać się taką kategorią).

Oczywiście trafiają się pomysły translatorsko wątpliwe, jak np. posłużenie się terminem „trzpień” na oddanie tego, co Bogdan Banasiak w tłumaczonych wcześniej fragmentach określał mianem znacznie bardziej intuicyjnym – „korzeń palowy”. Nie powinno to natomiast zaburzać doświadczenia lektury. Czepialscy akademicy zauważą też z pewnością chociażby brak w pierwszym plateau wyróżnień w tekście, pojawiających się w oryginalnym wydaniu francuskim. Nie sądzę jednak, by poza bardzo zaawansowanymi badaniami naukowymi nad twórczością Deleuze’a i Guattariego były one rzeczywiście niezbędne.

Tysiąc plateau to drugi tom, po wspomnianym już Anty-Edypie, projektu pt. Kapitalizm i schizofrenia (informacja ta nie widnieje na polskiej okładce), stanowiącego filozoficzną reakcję na wydarzenie francuskiego maja 1968 r. – krytykę i przewartościowanie strukturalizmu. Praca napisana została wspólnie przez Gilles’a Deleuze’a (filozofa, któremu Michel Foucault wieścił nastanie ery jego imienia) oraz Félixa Guattariego (psychoanalityka, pracującego w eksperymentalnej klinice La Borde, przymierzanego pierwotnie do przejęcia schedy po Jacques’u Lacanie). To mieszanka wybuchowa, zwłaszcza jeśli autorzy przyznają, że pisząc tom pierwszy we dwóch, byli jednocześnie wieloma… Jest to twór eksperymentalny w każdym aspekcie – sposobu współpracy (autorzy nigdy nie przeszli z sobą na „ty”), treści (pojawia się mnóstwo nieznanych z tradycji filozoficznej pojęć), formy (poszczególne plateau można czytać w dowolnej kolejności). A wszystko po to, by nie było „różnicy pomiędzy tym, co mówi książka, a tym, jak jest zrobiona” (s. 4). W efekcie przy konstrukcyjno-merytorycznym zamyśle dekonstrukcyjne zabiegi Jacques’a Derridy wydawać się muszą dość konwencjonalne.

Nie ma co ukrywać, że jest to pozycja niezwykle wymagająca, bo na jej liczne nowinki nie jesteśmy po prostu jako czytelnicy przygotowani. Jej lektura to nie lada wyzwanie. Warto je jednak podjąć choćby dlatego, że Tysiąc plateau stanowi zastosowanie najbardziej oryginalnej – całkowicie immanentnej – ontologii, jaka powstała w myśli europejskiej po opublikowaniu przez Martina Heideggera słynnego Bycia i czasu.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się