fbpx
Dominik Antonik luty 2016

Autor na miarę  naszych czasów?

Kim jest autor? Dla kogoś, kto nie interesuje się teoretyczną stroną interpretacji i literatury, podobne pytanie może wydawać się co najmniej dziwne, bo wiadomo przecież, że to osoba, która napisała tekst. Wiążemy nazwisko  z okładki książki z konkretnym człowiekiem, kojarzymy go z innymi dziełami, niekiedy otaczamy czcią  i odpowiadamy w teleturniejach na pytania o jego biografię. Jeśli jednak zaczniemy się zastanawiać, jak autor wpływa na rozumienie tekstu i proces interpretacji,  to sprawa szybko się skomplikuje.

Artykuł z numeru

Jak Ci nie wstyd?

Jak Ci nie wstyd?

Pytania o autora i próby odpowiedzi na nie pojawiały się tak często, że dziś trudno je zliczyć i usystematyzować. Sprawa, na pierwszy rzut oka, tak oczywista jak związek tekstu z autorem okazała się jednym z największych problemów naukowej dyskusji o literaturze. Nie bez powodu mówię o naukowości tej refleksji, bowiem jej istotną cechą przez pewien czas był zupełny rozdźwięk między akademickimi ustaleniami a społeczną praktyką czytania czy  tzw. zdrowym rozsądkiem.

W sposób skandalicznie skrótowy, wybiórczy i maksymalnie upraszczający przywołam momenty refleksji nad autorem –  wielką figurą teoretyczną badań literackich – które z dzisiejszej perspektywy wydają się najważniejsze.

Negatywnym punktem odniesienia dla nowoczesnej teorii literatury był pozytywistyczny genetyzm, który w wersji biograficznej oznaczał próbę tłumaczenia dzieła w związku z życiem i doświadczeniem pisarza. Tekst rozumiany był jako podrzędny względem jednostki twórczej, która decydowała o jego znaczeniu i stała na straży właściwej interpretacji. W konsekwencji autor stanowił centrum wiedzy o literaturze, a zadaniem czytelnika było odkrycie jego intencji, odpowiedź na sakramentalne pytanie: „Co autor miał na myśli?”.

Kolejne teorie próbowały uciec od naiwnego biografizmu, oddzielić intencje autora od dzieła, ale w konsekwencji wpadały w innego rodzaju pułapki i redukcjonizmy. Psychoanaliza zdestabilizowała znaczenie tekstu i wystawiła pisarza na działanie treści podświadomych, a socjogenetyzm uzależnił go od grupy społecznej i dominującego układu socjalnego, ale trywialne pytanie przybrało tylko nową formę: „Jakie siły, potrzeby i pragnienia, mające swoje źródło w układzie społecznym i podświadomości, decydowały o działaniach autora, choć wcale nie miał ich na myśli?”.

Z kolei w strukturalizmie nie pytano już, co autor miał na myśli, tylko w jaki sposób tekst znaczy. Nie chodziło o odkrycie intencji nadawcy, lecz o wyjaśnienie działania skomplikowanego mechanizmu języka, który produkuje znaczenie niezależne od czynników zewnętrznych wobec dzieła. Według strukturalistów ten, kto do nas w tekście mówi, nie jest tożsamy z zewnętrznym autorem, który pisze. Tekst podaje nie autor, ale podmiot mówiący – jedna z teoretycznych kategorii, które akt komunikacji utrzymują w literackiej immanencji, stanowiąc zarazem nieprzenikalny mur pomiędzy pisarzem i czytelnikiem[1]. Doprowadziło to do kuriozalnej sytuacji, kiedy osobę występującą w tekście, powszechnie utożsamianą z autorem, należało – chcąc pozostać w zgodzie z zasadami sztuki – pseudonimować wymyślnymi konstruktami teoretycznymi.

Kiedy uczeń zapytany o wiersz, potrafi opowiedzieć, co autor miał na myśli, to nie jest źle. Ale znacznie lepiej, kiedy wie, że to nie autor, ale podmiot liryczny.

W pomniejszaniu roli autora jeszcze dalej poszedł Roland Barthes. W słynnym eseju Śmierć autora[2], uznawanym za jeden z założycielskich tekstów dla poststrukturalizmu, to, co było wiadome już wcześniej, wyraził radykalnym i manifestowym językiem: autor przestał być instancją zabezpieczającą zdeponowany w tekście sens i nikt nie stoi na straży znaczenia. Na tym jednak nie koniec. Autor umiera także jako instancja zabezpieczająca spójność semantyczną dzieła i gwarant fortunności zabiegów interpretacyjnych. Tekst to raczej rodzaj kłącza, gry pozorów, gdzie elementy znaczące nigdy nie składają się w zamknięte struktury, wchodzą ze sobą w sprzeczności i nie tworzą ścieżki wiodącej do prawdy. W konsekwencji „śmierć autora” i rozpad spójności tekstu według Barthes’a wiążą się z narodzinami twórczego czytelnika, który mnoży znaczenia, bawi się tekstem i w pewnym sensie ponownie go pisze, stając się współautorem.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się