fbpx
Oficjalna wizyta premiera Węgier Viktora Orbana w Polsce. Na zdjęciu spotkanie z prezesem PiS-u Jarosławem Kacyńskim w Sejmie, 22 września 2017 r. / fot. Paweł Supernak / PAP
Stephen Holmes, Iwan Krastew marzec 2020

Naśladowanie i bunt. Co się dzieje z Europą Wschodnią?

Podczas gdy imitujący podziwia tego, kogo naśladuje, naśladowany patrzy z góry na tych, którzy go imitują. Nie jest zatem całkowitym zaskoczeniem, dlaczego wybrane trzy dekady temu przez Europę Wschodnią „naśladowanie Zachodu” ostatecznie doprowadziło do sytuacji ostrego sprzeciwu.

Artykuł z numeru

Jak mówi prawica?

Jak mówi prawica?

W horrorze Frankenstein, napisanym przez Mary Shelley w 1818 r., pewien wynalazca kierowany prometejskimi pobudkami stworzył potwora, składając go w humanoidalną istotę z części ciał zebranych z „prosektorium i rzeźni”, a nawet „niepoświęconych, wilgotnych mogił”. Eksperymentator Victor Frankenstein szybko zaczął żałować zbyt ambitnej próby stworzenia kopii własnego gatunku. Potwór, zaciekle zazdrosny o szczęście własnego stwórcy i w swoim poczuciu skazany na samotność i odrzucenie, zwrócił się przeciwko rodzinie i przyjaciołom wynalazcy, doprowadzając ich świat do ruiny i pozostawiając jedynie żal i boleść jako spuściznę po nierozważnym eksperymencie stworzenia przez ludzi swojej kopii.

Amerykańska socjolożka Kim Scheppele, nie rozciągając tej analogii zbyt daleko, opisuje (prowadzone przez innego Viktora) obecne Węgry jako „Frankenstan” (Frankenstate) – tj. antyliberalnego mutanta stworzonego z pozszywanych w wyrafinowany sposób elementów zachodnich liberalnych demokracji. Tym, co dość niespodziewanie Scheppele pragnie ukazać, jest fakt, że premierowi Viktorowi Orbánowi udało się zniszczyć liberalną demokrację, stosując sprytną politykę fragmentarycznej imitacji. Stworzył ustrój, będący radosnym mariażem polityki rozumianej w duchu Carla Schmitta jako ciągu melodramatycznych konfrontacji przyjaciel–wróg oraz instytucjonalnej fasady liberalnej demokracji. Gdy Unia Europejska krytykuje rząd Orbána za nieliberalny charakter wprowadzanych reform, jego gabinet zawsze szybko wykazuje, że każda z kontrowersyjnych zmian prawnych, każdy przepis czy instytucja zostały wiernie ściągnięte z systemu prawnego któregoś z państw członkowskich UE. Tak więc nie powinno dziwić, że wielu zachodnich liberałów patrzy na ustrój na Węgrzech i w Polsce z tą samą „grozą i wstrętem”, które wypełniły serce Victora Frankensteina, gdy ujrzał swe dzieło.

By zrozumieć źródła obecnej antyliberalnej rewolucji w Europie Środkowej i Wschodniej, powinniśmy przyjrzeć się nie tyle ideologii czy ekonomii, ile tłumionej animozji wywołanej przez kluczową rolę mimesis w procesach reform wprowadzanych w krajach bloku wschodniego po 1989 r. Nie można uchwycić antyliberalnego zwrotu w tym regionie w odosobnieniu zarówno od politycznego oczekiwania „normalności”, wykształconego przez rewolucję 1989 r., jak i od polityki naśladownictwa, którą ta uznała. Po upadku muru berlińskiego Europa nie była już dłużej podzielona pomiędzy komunistów a demokratów. Zamiast tego linia podziału została wytyczona między naśladującymi a naśladowanymi. Relacje Wschodu i Zachodu przeszły płynnie od zimnowojennego impasu pomiędzy dwoma nieprzyjaznymi systemami ku moralnej hierarchii w ramach jednego zachodniego liberalizmu. Podczas gdy imitujący podziwia tego, kogo naśladuje, to naśladowany patrzy z góry na tych, którzy go imitują. Nie jest zatem całkowitym zaskoczeniem, dlaczego dobrowolnie wybrane trzy dekady temu przez Europę Wschodnią „naśladowanie Zachodu” ostatecznie doprowadziło w niej do sytuacji ostrego sprzeciwu.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się