fbpx
Magdalena Kowalczyk, fot. Julia Zabrodzka
Julia Zabrodzka marzec 2016

Katalog zrealizowanych marzeń

Mieszkają w małych miejscowościach i dużych miastach, pracują same lub w zespołach, wypożyczają książki i organizują wielkie festiwale. Łączy je przekonanie, że w bibliotece nie ma rzeczy niemożliwych. Bibliotekarki – Olga Rok i laureatki nagrody jej imienia.

Artykuł z numeru

Dusza w lepszej formie

Dusza w lepszej formie

Z domu zabrała worek ryżu, bańkę oleju i kilka sukienek od mamy, ale te ukradli jej w pociągu. W 1946 r. droga z Uzbekistanu do Polski była długa i niebezpieczna. Trafiła z mężem do Wrocławia i Iławy, aż w końcu osiedli w Warszawie. Olga nauczyła się polskiego, przez lata zajmowała się domem i dwoma synami. Gdy już podrośli, postanowiła poszukać pracy – w wieku czterdziestu kilku lat trafiła do biblioteki na Służewcu Przemysłowym. Za swoją pierwszą pensję w życiu kupiła bluzkę dla siebie i ciastka dla dzieci. „Nie mogę pamiętać jej w bibliotece, przeszła na emeryturę, kiedy byłam mała – opowiada Ania Rok – ale pamiętam jej historie, opowiadane ze śpiewnym wschodnim akcentem. Nigdy go nie straciła. Miała imponującą kolekcję własnoręcznie zrobionych pacynek i stosy pożółkłych kart bibliotecznych. Dzięki nim jeszcze w podstawówce skatalogowałam swoje książki. Przed śmiercią pokazała mi teczkę pełną wycinków i listów gratulacyjnych. W teczce było też parę medali i praca licencjacka poświęcona jej metodzie pracy z dziećmi. I listy z biblioteki, które dostawała już jako emerytka. Pamiętam tamten moment i zaskoczenie, że za bycie bibliotekarką dostaje się medale”. Program biblioteki na Służewcu, którym kierowała Olga Rok, powstawał zgodnie z życzeniami młodych czytelników. Obejmował teatrzyk, kółka zainteresowań, wspólne odrabianie lekcji, wycieczki, konkursy i spotkania z ciekawymi ludźmi. W latach 60. to była raczej rzadkość. Do zadań bibliotek należało tylko wypożyczanie książek. A partnerski stosunek do dzieci i młodzieży musiał uchodzić za rewolucyjny.

Olga Rok zmarła w 2007 r. po ciężkiej chorobie. „Po śmierci babci robiliśmy porządki w mieszkaniu i znaleźliśmy cały stos zeszytów, zapisanych jej charakterystycznym, okrągłym pismem. Wiedziałam, że babcia prowadziła pamiętnik, ale myślałam, że zaczęła dopiero na emeryturze. Tymczasem pisała już od lat 40” – Ania kilka nocy czytała schowana pod kuchennym stołem w mieszkaniu babci. Wspomnienia z dawnych lat przeplatały się z codziennymi sprawami – rodzina, dom, kolejki do urzędu, pierwsza i ostatnia praca. „Ja w 68 roku, 15-tego maja poszłam do Urzędu Zatrudnienia prosząc o jakąkolwiek pracę. Zostałam skierowana do biblioteki publicznej na Mokotów. Bałam się, nie dam rady, poprosiłam o pół etatu. Dostałam za pół miesiąca 300 zł moje pierwsze, przeze mnie zarobione pieniądze. Chwalono i nagradzano mnie, a w domu przecież pracowałam trzykrotnie więcej i nikt tego nie zauważał” – pisała. „Czytając te dzienniki uświadomiłam sobie, że jest w nich siła, która może być inspirująca dla innych kobiet. Związana z tym, że moja babcia była bibliotekarką, ale chyba bardziej z tym, że jako dorosła, 40-letnia kobieta zdecydowała się podjąć pracę, już po odchowaniu dzieci, że potrafiła w pewnym sensie wynaleźć siebie i zbudować swoje życie na nowo. Nie chciałam, żeby jej historia tak po prostu znikła” – mówi Ania.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się