fbpx
Wojciech Zalewski styczeń 2016

Gościnność zmitologizowana?

Cezary Wodziński w książce Odys gość interpretuje dzieło Homera jako „traktat o gościnności”. Wychodzi z dekonstrukcjonistycznych założeń Jacques’a Derridy, a rozważania rozpoczyna stwierdzeniem: „U podstaw »naszego świata« leży doświadczenie zagłady Innego. Doświadczenie jego – innego niż ja – nieobecności. Jeśli pytamy o sens gościnności, to pytamy o to w cieniu tego doświadczenia”.

Artykuł z numeru

Świat zapomni o czasie

Świat zapomni o czasie

Problem gościnności nie jest zatem rozpatrywany w kontekście kulturowo-społecznym, ale raczej w perspektywie ontologiczno-etycznej. Jest on w gruncie rzeczy pytaniem o istotę człowieczeństwa czy – jak za Heideggerem określa Wodziński – sprawą, której rozstrzygnięcie ma istotny wpływ na rozumienie sensu naszego bycia w świecie.

Gościnność ma charakter rewolucyjny. „Metodą”, którą posługuje się gość, jest każdorazowe wtargnięcie, zaskoczenie. Gość kwestionuje, a nawet neguje tego, który go konstytuuje, czyli gospodarza. Negacja, którą „posługuje” się gość, kruszy schematy, wymyka się pojęciom, odbiera mowę, a co za tym idzie, rozumienie. To on destabilizuje gospodarza jako autonomiczny, wolny, nieredukowalny byt osobowy. Wodziński rozumie człowieka jako byt „pusty”, pozbawiony trwałego rdzenia, tożsamości. „»Być bez definicji« znaczy być in-finitywnie”. Człowiek jest nieskończony. Wodziński nie postrzega nieskończoności na sposób metafizyczno-religijny, ale jako nieskończoność możliwych odsłonięć, przejawów, „nieskończoność chaotyczną”.

Dla Derridy wzorem gościa jako innego jest Mesjasz – transcendentny, nieograniczony logiką bytu, spoza „bycia i niebycia”. Nieskażony „ontologicznym egoizmem” Mesjasz jest niemożliwy do pomyślenia i zrealizowania, dlatego stanowi on przedmiot najgłębiej pojętej nadziei, która oczekuje interwencji niemożliwego. Wodziński rezygnuje jednak z Mesjasza na rzecz Odyseusza, dzięki któremu lepiej można, jego zdaniem, określić właściwy paradygmat gościnności.

„Odyseusz jest pomiędzy – w transie – w ruchu między Ktoś a Nikt, między Nikt a Ktoś. (…) I w tym sensie można mówić, że jest on stałą negacją prostej bezpośredniości, samo-afirmującym się buntem przeciwko bezpośredniości jako zastygłej w sobie, niezmiennej, substancjalnej formie bytu”. Odyseusz jest, według Wodzińskiego, kimś nieuchwytnym, „przechodnim”. Jego droga nie zakłada celu, choć jest on nieustannie in via. „Itaka nie jest portem docelowym, lecz niespożytą entelechią wyruszania w drogę. Zaproszeniem do bycia w drodze, mimo wszelkich pokus wabiących »świętym spokojem«. Ostatecznego spełnienia. Itaka jest przeto bez końca na początku”. Nie istnieje zatem żadne telos, a życie jest nieustanną wędrówką. Dlatego Odyseusz, niestrudzony wędrownik, to wzór gościnności permanentnej, która nie może przerodzić się w zadomowienie tożsame z zaprzestaniem poszukiwania, drążenia, zadawania pytań.

Autor twierdzi, że kondycja człowieka to kondycja gościa. Żyjąc w świecie, nie jesteśmy bowiem do końca u siebie. Chyba że przez „u siebie” rozumieć nieustanne, bezcelowe stawanie się. Wodziński rezygnuje z klasycznego, realistycznego rozróżnienia naprawdę i fałsz na rzecz czegoś, co on sam nazywa mitologosem, który „nie zna prostackiej alternatywy prawdy albo fałszu, ponieważ zna się na rzeczy, jaką jest świat dziejący się w słowach”. To język kreuje rzeczywistość. Dlatego można pokusić się o stwierdzenie, że koncepcja Wodzińskiego zasadza się na Nietzscheańskim „myśleniu poza dobrem i złem”, które może być o tyle niebezpieczne, o ile neguje różnicę między prawdą a fałszem.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się