fbpx
Jadwiga Majewska Marzec 2014

Pomysleć taniec – po polsku

Obcowanie z tańcem wymaga od widza głębokiego wczucia i empatii, a zarazem napiętej, analitycznej uwagi. To rodzaj czytania świadomym siebie ciałem.

Artykuł z numeru

Człowiek jaki to rodzaj?

Człowiek jaki to rodzaj?

Najpierw tańcz. Myśl później. Taka jest naturalna kolej rzeczy”1 – powiedział kiedyś Samuel Beckett, pisarz. „Do tańca potrzebne są dwie nogi, dwie ręce, ale przede wszystkim głowa” – dopowiedział mu Jonathan Burrows, tancerz.

Ta fikcyjna wymiana zdań – pomiędzy wybitnym dramaturgiem, w którego sztukach postaci nie za wiele się ruszają, przyjmując raczej pozycje oczekujących, a wybitnym choreografem, w którego dziełach obserwujemy ruch myśli, wcielających się nieoczekiwanie – nie doszła niestety do skutku. A jednak… Taki dialog mógłby się wydarzyć, bo wystarczy wsłuchać się w jego sens, żeby zobaczyć kierunki i tropy, jakimi podąża oko i umysł odbiorcy współczesnej sztuki tańca. W Polsce również, choć dialog toczył się w obcym języku.

Myśl w ciele

Polska scena nowego tańca bierze słowa tancerza dosłownie za swoje, chociaż w pewnym sensie ciałem wywodzi się raczej z literatury. Jednymi drzwiami ucieka z baletu, drugimi przechodzi przez teatr, a za trzecimi wyłania się jako myśl w ruchu – uobecniona za pośrednictwem ciała między umiejącymi czytać. Fakt, że tancerz nie pisze, nie oznacza przecież, że nie myśli. A już tancerza współczesnego z pewnością daje się opisać (po polsku) jako osobnika niestroniącego od namysłu, analizy, skupienia i prowokacji. Czyż atrybutów tych nie da się z równym powodzeniem przypisać tyleż ciału, co umysłowi? Z punktu widzenia nietańczącego, bo siedzącego w zamyśleniu na widowni, tancerz nie tyle wyraża, ile przede wszystkim wyzwala myśli z patrzącego nań ciała. Tancerz jest, spotyka się z widzem, domaga się zatem od tego chwilowego partnera, żeby ten nie zignorował go swoją obecnością, żeby spotkał się z nim myślą. Przecież on również nie jest istotą bezmyślną! Pomiędzy „myśleć” a „tańczyć” nie ma w istocie żadnego „najpierw i potem”; taniec współczesny jest bowiem ruchem – zarówno myśli, jak i ciała. Tańczący jest pełnym człowiekiem.

Wszakże, chcąc o tym opowiedzieć czytelnikom filozoficznego miesięcznika, należałoby rozwinąć raczej meandryczne rozważania, przybliżające oko- liczności zaistnienia i rozwoju tej starej-nowej sztuki, niż streścić długą historię w krótkim szkicu. Pojawia się konieczność rozstrzygnięcia: albo opowie się o jednym nurcie, inne skazując na nieobjawienie (do następnego razu?), albo wyjdzie z tego (nudna zapewne) litania zespołów, nazwisk i trendów, których zaiste legion. Postanowiłam zatem skupić się na przykładach, które – mam nadzieję – lepiej zobrazują, o co chodzi w tym poruszaniu się po scenie, i rozbudzą ciekawość, a może i zachęcą do samodzielnej eksploracji tej mało w Polsce spopularyzowanej a tak dynamicznie rozwijającej się dziedziny sztuki.

Czysta forma i samo życie

A zatem na początek dwa spektakle obejrzane w jeden weekend, całkiem niedawno, bo 17 i 18 stycznia 2014. Premiera dzieła Joanny Leśnierowskiej …(Rooms by the Sea) z cyklu ćwiczenia w patrzeniu w Starym Browarze w Poznaniu, otwierająca 10. jubileuszowy rok Art Stations Foundation i programu Stary Browar Nowy Taniec, który Leśnierowska stworzyła i którego jest kuratorką. Oraz Historie, których nigdy nie opowiedzieliśmy Lubelskiego Teatru Tańca w choreografii Simone Sandroniego w Centrum Kultury w Lublinie. I przy okazji od razu informacja: jeśli chcecie zobaczyć dobry taniec współczesny w Polsce, to, jadąc z Poznania do Lublina, zatrzymajcie się w Trójmieście, w Łodzi i w Warszawie – tam się dzieje! Oczywiście tańczy się i w innych miastach, ale trzeba Wam wiedzieć, że taniec w Polsce to sztuka prawdziwie zdecentralizowana. Tak, to wcielona idea egalitarnej demokracji.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się