fbpx
Krystyna Czerni kwiecień 2011

Nieoswojona teologia Jerzego Nowosielskiego

21 lutego 2011 roku zmarł w Krakowie Jerzy Nowosielski – jeden z najwybitniejszych polskich malarzy i niezwykły teolog ekumenizmu. „Ponadwyznaniowość” myśli artysty, śmiałości jego intuicji oraz otwarcie na bogactwo różnych religii – zauważa Krystyna Czerni – stanowi wyzwanie dla duchowego konformizmu naszych czasów i prowokuje do osobistych poszukiwań. 

Artykuł z numeru

Zmierzch religii smoleńskiej?

„Z upodobania i natury jestem heretykiem – mówi Nowosielski. – Mnie się wydaje, że kontrowersja pomiędzy ortodoksją i herezją to jedna z najpiękniejszych kontrowersji, jakie mogło przynieść doświadczenie religijne człowieka. Gdyby była tylko ortodoksja, to byłby jeden wielki trup religii, a gdzie by była tylko herezja, to byłby jeden wielki chaos. A ten ciągły, nieustający dialog i kontrowersja pomiędzy ortodoksją i herezją stanowią o prawdziwym życiu religijnej świadomości człowieka”.

teologia negatywna

Dziś nie ulega wątpliwości, że Jerzy Nowosielski był jednym z najciekawszych współczesnych myślicieli teologicznych. Jego publikowane w latach osiemdziesiątych rozmowy ze Zbigniewem Podgórcem czy eseje z tomu Inność prawosławia weszły do kanonu klasyki polskiej myśli religijnej. Gdy powstawały, niełatwo było je opublikować, tak bardzo szokowały zuchwałością myśli i brakiem katechizmowej poprawności. Teologia Nowosielskiego zbudowana jest jednak na rzetelnej wiedzy – mało kto może się z nim równać, jest w równym stopniu teologicznym erudytą, co znawcą doktryn ezoterycznych, religii pozachrześcijańskich i całej historii filozofii. „Ogromnie cenię w myśleniu Nowosielskiego szerokość spojrzenia – napisze ojciec Wacław Hryniewicz. – On rzeczywiście myśli, spoglądając na boki, na wszystkie strony”.

„Szerokość spojrzenia” i uczciwość w zgłębianiu tajemnic wiary doprowadzą artystę do wypracowania postawy, która odrzuca sztywne ortodoksje, piętnuje duchowy konformizm i wzywa do wysiłku osobistego myślenia. W polskim środowisku teologicznym – jeśli takie istnieje – Nowosielski jest wyjątkiem. Warto prześledzić drogę jego formacji duchowej, dla której kluczowe okazują się właśnie lata pięćdziesiątych – z ich bezdomnością i wykorzenieniem, tumultem sumienia i huśtawką emocji. To wtedy formuje się jego niezwykła, duchowa suwerenność, odwaga w formułowaniu myśli i samodzielności sądów. Wtedy także rodzi się Nowosielski monumentalny, świetnie radzący sobie z sakralną przestrzenią.

Na początku droga prowadzi przez pustynię. Jako typowy homo religiosus Nowosielski wszystko przeżywa religijnie, nawet własny ateizm, „najbardziej podstawowe doświadczenie metafizyczne”. „Taki absolutny ateizm, doświadczenie nieistnienia Boga – tłumaczy po latach – jest przeżyciem głęboko mistycznym, to jest przecież teologia negatywna, apofatyczna. Ja wtedy uwolniłem się od obrazu Boga, który był prawdopodobnie projekcją ojca – Jung by to nam najlepiej wytłumaczył. Uwolniłem się od tych projekcji i wyszedłem na wolność. Dopiero wolny człowiek może coś zrozumieć naprawdę”.

Okres ateizmu Nowosielskiego przypada na lata 1943–1954. Sam malarz będzie sobie cenił ten etap biografii, dzięki któremu przejdzie na wyższy, dojrzalszy poziom myślenia o Bogu. Nawet w okresie wiary „w niebyt Boga” nie zrywa kontaktu z Cerkwią, z powodu „wielkiej poezji tych obrzędów”. Jako zdeklarowany ateista chodzi więc na nabożeństwa i ma towarzyski kontakt ze środowiskiem prawosławnych. „I kiedyś przyszło olśnienie – mówi po prostu Nowosielski. – Wiosną 1954 roku w Łodzi, idąc ulicą, spojrzałem na cerkiew katedralną, którą często odwiedzałem, i nagle, w tym momencie wszystko mi się odwróciło, to była pewność. Są rzeczy, które się bardzo dobrze pamięta. Powróciłem do wiary, ale zupełnie innymi drzwiami, niż do niej wszedłem”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się