fbpx
Conor Cunningham wrzesień 2010

Darwin i dzieło stworzenia. Część I

Radykalni zwolennicy psychologii ewolucyjnej zmuszeni są przyjąć, że ilekroć doskwiera nam głód i sięgamy po pożywienie bądź okrywamy się płaszczem, ponieważ – jak nam się zdaje – drżymy z zimna, w rzeczywistości uciekamy się jedynie do wyjaśnień opartych na przyczynach bezpośrednich. Ostateczną przyczynę stanowi jednak zawsze wola biologicznego przetrwania; wkładamy płaszcz i jemy kanapkę, by móc się rozmnażać.

Artykuł z numeru

Poszukiwanie nowoczesnego patriotyzmu

W niniejszym artykule spróbuję pokazać, w jaki sposób teoria Darwina z prostej i nieszkodliwej na poziomie kosmologii i ontologii hipotezy wyjaśniającej pochodzenie gatunków przeistoczyła się pod wpływem współczesnych interpretacji darwinistycznych i materialistycznych w wojownicze „twierdzenie naukowe”, które konsekwentnie odmawia wszelkiej sensowności jakiejkolwiek teologii czy filozofii niematerialistycznej. Nietrudno wykazać, że zwolennicy owych interpretacji dążą w istocie do swoistego nihilizmu ontologicznego cechującego się przy tym atawistyczną skłonnością do zastępowania rzeczywistości empirycznej teoretycznymi utopiami i myśleniem życzeniowym.

Wprowadzenie

Postaram się najpierw przedstawić zwięzły zarys darwinowskiej teorii ewolucji, by następnie omówić dalekosiężne konsekwencje, jakie właściwa jej logika pociąga za sobą w dziedzinie nauki, filozofii i teologii. Będę się przy tym usilnie starał uwierzyć Darwinowi; uwierzyć we wszystkie jego twierdzenia na temat świata przyrody. Jak się jednak wkrótce przekonamy, nie jest to łatwe zadanie, i to bynajmniej nie dlatego, że staram się podważyć teorię ewolucji. W żadnym razie. Pod wpływem niektórych uczniów Darwina prosta i początkowo zasadniczo nieszkodliwa teoria biologiczna została przechwycona, zawłaszczona i przekształcona w „maszynę przetrwania”1, która służy obecnie zgoła odmiennym celom. Jakim? Stała się oto uzasadnieniem kolejnej wersji redukcjonistycznego materializmu, a właściwie – nihilizmu2.

W roku 1873 w ręce sir Charlesa Sherringtona trafił egzemplarz dzieła O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego, czyli o utrzymywaniu się doskonalszych ras w walce o byt (1859) autorstwa Charlesa Darwina. Książkę tę ofiarowała mu matka, przekonując, że jej lektura „na oścież otwiera drzwi wszechświata”. Cóż takiego miała na myśli pani Sherrington? Zanim spróbuję odpowiedzieć na to pytanie, chciałbym przynajmniej pokrótce przypomnieć, za jaką właściwie wizją świata opowiadał się Darwin. Po lekturze eseju Thomasa Malthusa Prawo ludności bez ogródek dzielił się swoimi spostrzeżeniami:

Walka o byt jest nieuniknionym następstwem faktu, że wszystkie istoty organiczne wykazują dążność do szybkiego tempa rozmnażania się. (…) Dlatego też, ponieważ rodzi się zawsze więcej osobników, niż ich może wyżyć, musi w każdym przypadku następować walka o byt albo pomiędzy osobnikami tego samego gatunku, albo między osobnikami rozmaitych gatunków czy też wreszcie z fizycznymi warunkami życia. Jest to teoria Malthusa, zastosowana w spotęgowanej sile do całego królestwa zwierzęcego i roślinnego3.

I tak, według Darwina, świat przyrody uwikłany jest w nieuchronny konflikt między wykładniczym wzrostem populacji a koniecznością rywalizacji o coraz szybciej wyczerpujące się zasoby; między gatunkami i wewnątrz nich musi więc niechybnie trwać zacięta walka o byt. Właśnie Darwinowi przypisuje się powszechnie utarte już pojęcie „przetrwania najlepiej przystosowanych”. Co jednak ciekawe, pojęcie to tak naprawdę pojawia się po raz pierwszy dopiero w piątym wydaniu dzieła O powstawaniu gatunków, swój właściwy zaś początek bierze w opracowaniu Principles of Biology (1864) Herberta Spencera4. Sam Darwin zresztą, co trzeba zaznaczyć, w rzeczywistości wcale nie mówił o przetrwaniu osobników najlepiej przystosowanych. Trafniejsze byłoby twierdzenie, że mamy u niego do czynienia z przetrwaniem osobników lepiej przystosowanych, ponieważ warunki, w jakich toczy się walka o byt, są zawsze względne, to więc, co dziś przetrwaniu sprzyja, jutro może stanowić dlań przeszkodę. Ostateczną miarą przystosowania jest z kolei sukces reprodukcyjny w relacji do rywali tego samego gatunku: osobniki, które wywalczą sobie niezbędne do rozmnażania zasoby, dowodzą tym samym, że są dobrze przystosowane, te zaś, które wywalczą ich tyle, by pozostawić liczniejsze potomstwo, dowodzą, że są przystosowane lepiej. Dochodzimy tutaj do najważniejszego spostrzeżenia Darwina:

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się