fbpx
Dariusz Kosiński maj 2009

Między Kalwarią a spektaklem

Twierdzenie, że kulturę religijną polskiego katolicyzmu cechuje specyficzny dla niej rytualizm, utożsamiany z powierzchownością i przeciwstawiany „głębokiemu”, więc prawdziwemu życiu duchowemu, jest od lat jedną z „oczywistych oczywistości” polskiej humanistyki. Wydaje się jednak, że wobec narastającej i propagowanej przez część duchownych i świeckich widowiskowości kultu i życia religijnego ta „oczywista oczywistość” zasługuje na krytyczną rewizję.

Artykuł z numeru

Piękna dwudziestoletnia. 1989-2009

„Stosunek do spraw religijnych zasadniczo rytualistyczny”

Tak brzmiała syntetyczna formuła, którą Stefan Czarnowski spuentował swój wywód dotyczący religijności polskiego chłopa w bodaj najsłynniejszym fragmencie książki Kultura wydanej po raz pierwszy w 1938 roku. Zamieszczony w niej szkic Kultura religijna wiejskiego ludu polskiego, choć opierał się na badaniach z pierwszych dekad ubiegłego stulecia, na długo stał się wyznacznikiem myślenia o polskiej religijności ludowej, popularnej, dalekiej od doktrynalnych sporów i strzelistych aktów, spełniającej się w wykonywaniu zalecanych praktyk i zabobonnym zapewnianiu sobie dzięki nim domniemanej przychylności Boga i Jego świętych, patronujących poszczególnym sferom życia. Opisywanemu przez Czarnowskiego „włościaninowi” wystarcza wiara w to, że go Jezus odkupił i że opiekuje się nim Matka Boska, on zaś sam łamać sobie głowy nie potrzebuje nad nauką prawd objawionych – to rzecz księży – aby tylko zachowywał starannie nakazy obrzędowe, aby uczęszczał na nabożeństwa, śpiewał w kościele, zdejmował czapkę i żegnał się przed krzyżem. Jeśli ma do Boga sprawę szczególną, daje na mszę księdzu, w sprawach pomniejszych daje kilka groszy żebrakowi, by ten za niego zaniósł właściwe modły. Poleciwszy w ten sposób sprawy swoje tym, którzy znają lepiej od niego drogę do Boga, spokojny jest o siebie (s. 105).

Czarnowski łączył ów rytualizm ze wspólnotowym charakterem religijności ludowej, w której to, co zbiorowe, cenione jest wyżej od tego, co indywidualne. Spełnianie określonych praktyk oznaczało wszak akceptację przyjętych przez zbiorowość norm, podporządkowanie się im, czyli rezygnację z osobistych trudów i pytań. W efekcie rytualizm znosił, lub co najmniej wytłumiał, indywidualne wątpliwości, hamował próby poszukiwania odpowiedzi na własną rękę. Skutkować to miało swoistym religijnym konformizmem i letniością, ale z drugiej strony odnawiało i umacniało wspólnotę, zarówno tę lokalną – parafialną lub związaną z regionalnym sanktuarium, jak i tę większą, narodową – odnajdującą swoją tożsamość także przez identyfikację ze wspólnymi praktykami i obiektami kultowymi (tu szczególne znaczenie ma oczywiście kult Matki Boskiej Częstochowskiej). Ten wspólnotowy charakter polskiego katolicyzmu był wobec opresji, w jakiej naród znajdował się w okresie zaborów, niezwykle ważnym czynnikiem cementującym go i zapewniającym mu przetrwanie. W latach 30. Czarnowski mógł jeszcze sugerować, że rytualizm, wiązany przez niego z pozostałościami pańszczyzny (Bóg traktowany jak „pan”) wkrótce odejdzie w przeszłość wraz z następującymi na polskiej wsi zasadniczymi zmianami cywilizacyjnymi. Nie był oczywiście w stanie przewidzieć tego, że nadchodząca wojna, a następnie lata komunistycznego zniewolenia nie doprowadzą do rozmontowania owego wspólnotowego rytualizmu, lecz wprost przeciwnie – umocnią go jako jedno z najważniejszych narzędzi oporu przeciwko narzuconym władzom i ich ideologii. Nic bardziej nie potwierdza tej odnalezionej siły ludowego katolicyzmu (już nie wiejskiego, ale ogólnopolskiego) jak pamiętne msze za Ojczyznę odprawiane w stanie wojennym, na których lewicowi liberałowie z równym zapałem co spadkobiercy endecji podnosili palce ułożone w znak „V” i śpiewali Boże, coś Polskę…

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się