fbpx
Iwona Boruszkowska grudzień 2018

Szaleństwo smutku albo katalog splenników i ludzi zadumowych

Książka Miry Marcinów poświęcona jest melancholii w specyficznym polskim wydaniu, niejako rodzimej historii szaleństwa. Chodzi o wewnętrzną specyfikę, wsiąknięcie przeżywania smutku w narodową historię.

Artykuł z numeru

Przestrzeń przyjaźni

Przestrzeń przyjaźni

O melancholii, acedii – duchowej depresji, poprzedniczce melancholii czy szeroko w XX w. diagnozowanej depresji napisano już wiele tomów naukowych i eseistycznych prac. Ich kulturowe reprezentacje znajdują się też w różnorodnych dziełach. Marek Bieńczyk określa melancholię jako „rozproszenie powodowane przez uporczywe roztrząsanie straty”, jako „bezkresne rozpamiętywanie w świecie, który nie przestaje się przeobrażać”, powołuje się na definicję Nervala, który postrzega ów koncept jako „chorobę widzenia rzeczy, jakimi są”. Kierkegaard, na pytanie, czym jest melancholia, odpowiada: „jest to histeria ducha”. Freud pisze: „kto urodził się melancholikiem, sączy smutek z każdego wydarzenia”. Melancholia jako romantyczny i modernistyczny konstrukt kulturowy opisywana była głównie w kontekście braku, pustki, straty, ale także przesytu, dystansu, znużenia, anhedonii. Akcentowano jej aspekt filozoficzny (egzystencjalny) – traktując po heideggerowsku jako rozumienie bytu (bytu świata i bytu człowieka), psychologiczny – pojmując melancholię jako niebezpieczną nadwrażliwość i delikatność struktury psychiki ludzkiej. Próbowano wreszcie zrekonstruować jej modernistyczne oraz ponowoczesne odmiany, a także opisać fenomen melancholicznej estetyki czy wręcz écriture mélancolique (pisma melancholii).

 

*

Książka Miry Marcinów poświęcona jest zaś melancholii w specyficznym polskim wydaniu, niejako rodzimej historii szaleństwa. Nie chodzi o żaden odmienny polski dyskurs ani refleksje na temat melancholii, ale raczej o wewnętrzną specyfikę, wsiąknięcie przeżywania smutku w narodową historię. Polacy jako „ludzie Północy”, pozbawieni słońca, odznaczają się zupełnie innym temperamentem niż południowi Europejczycy, a do tego mentalność naszą naznaczyły lata rozbiorów, politycznego niebytu i inne martyrologiczne elementy. Historia polskiej refleksji medycznej na temat chorób związana jest z historią naszego kraju, autorzy tych rozpoznań pisali teksty o wpływie i psychicznych konsekwencjach upadku powstań narodowych, a nawet ukuli termin „melancholia patriotyczna”. W takie właśnie, mocno skoncentrowane na XIX w., tło historyczne Marcinów wpisuje dzieje chorób psychicznych w Polsce. A jest to pierwszy z trzech zapowiadanych tomów (kolejne mają być poświęcone odpowiednio histerii i psychozie). Słońce wśród czarnego nieba. Studium melancholii to 550 stron rozdzielonych między wstępną analizę melancholijnego dyskursu a źródła, wzbogacone dodatkiem w postaci albumu z przedrukowanymi Statkiem szaleńców Hieronima Boscha, Melancholią Jacka Malczewskiego czy Edvarda Muncha, prasowymi reklamami leków na melancholię, a także zdjęciami pacjentów w różnych stanach i fotografiami praktyk leczniczych.

Część pierwsza Homo psychologicus i polski statek szaleńców służy autorce do wyjaśnienia podstawowych kwestii związanych z psychiatrycznymi i psychologicznymi koncepcjami XIX w. i opisania stosunku rodzimej myśli psychiatrycznej do rozpoznań zachodnioeuropejskich. Nie bez powodu Marcinów koncentruje się na XIX w. – pełnym sprzeczności „wieku narodzin psychiatrii”, w którym to literatura i sztuka dokonywały romantyzacji obrazu szaleńca (utożsamiając go nieco później z geniuszem), nauka zaś rozwijała się, systematyzując praktyki medyczne i tworząc klasyfikacje chorób psychicznych. Od pierwszego dziesięciolecia XIX w., np. od symbolicznego roku 1808, kiedy to Johann Christian Reil wprowadził termin „psychiatria”, czy nawet wcześniej – od roku 1773 – kiedy sławny francuski lekarz Philippe Pinel uwolnił z łańcuchów chorych psychicznie w paryskich szpitalach i wprowadził nowe metody leczenia, możemy mówić o rewolucji psychiatrycznej. Dokonała się racjonalizacja obłędu, powstała nowa dziedzina medycyny, próbująca wymyślić najróżniejsze środki, dzięki którym XIX-wieczni alieniści (psychiatrzy) dawali społeczeństwu poczucie bezpieczeństwa, twierdząc, że szaleństwo jest chorobą i jak każdą chorobę można je leczyć. Medykalizacja szaleństwa wpłynęła także na traktowanie dotkniętych nim jednostek (symboliczny gest Pinela) – wcześniej zmarginalizowani, pozbawieni praw, egzystujący poza nawiasem społecznym, zrównani z przestępcami czy żebrakami, byli traktowani jak chorzy (nie wnikam tu w kwestie stygmatyzacji przez chorobę, będą one istotniejsze w XX w.). Zmienił się powoli stosunek lekarzy – zalecali terapie, nie zakuwali w kajdany, odnosili się do chorych z większym szacunkiem. Echa tej rewolucji docierają i do nas – jeden z pierwszych autorów rozpraw z zakresu psychiatrii Józef Jakubowski relacjonuje nowinki z Zachodu już w 1830 r. Po nim mamy do czynienia z wieloma przykładami polskiej literatury psychopatologicznej, której poświęcona jest omawiana książka. Autorka deklaruje, że celem jej publikacji jest „ukazanie, jak polscy badacze (…) konceptualizowali naturę, genezę, funkcje oraz inne fundamentalne aspekty chorób umysłowych w kategoriach psychologicznych” (s. 11).

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się