fbpx
fot. T. Binder/Anzenberger/Forum
z Wolfgangiem Bauerem rozmawia Błażej Popławski lipiec-sierpień 2017

Świat, którego nie ma w przewodniku

Turysta często zapomina zadać sobie te pytania, bez których praca reportażysty nie miałaby sensu: kim są i co myślą mieszkańcy odwiedzanych krain, jakie są ich plany i marzenia, jak nasza obecność wpływa na ich zachowania? Bez uwzględnienia tych zagadnień trudno jest mówić o etycznym wymiarze podróżowania.

Artykuł z numeru

Kim jestem, kiedy podróżuję?

Kim jestem, kiedy podróżuję?

Błażej Popławski: Zna Pan taki dowcip: „Na czym polega różnica między turystą a rasistą?”.

Wolfgang Bauer : …?

 

Różnica to kwestia tygodnia, może dwóch.

Dobre. Choć zapewne granica ta w większym stopniu zależy od stylu podróżowania i indywidualnego nastawienia turysty. Różni ludzie, wyruszając w drogę – nawet do tego samego miejsca – mogą się prze­cież kierować skrajnie odmiennymi pobudkami.

Wielu z nas, szukając oferty wakacyjnej, wybiera krótki urlop za granicą, co na dobrą sprawę unie­możliwia zagłębienie się w kultury lokalne i wypracowanie o nich kry­tycznego sądu.

 

Nie wierzy Pan, że turysta ma szansę poznać miejsce, do którego się udał?

Mimo że turystyka to prawdopo­dobnie przestrzeń największej liczby spotkań międzykulturowych ze wszystkich sektorów gospodarki, kontakty te zazwyczaj skazane są na powierzchowność. Umysł turysty wyruszającego na przysłowiowy podbój świata jest pełen klisz, przez które na wszystko patrzy. Nie oznacza to jednak, że jego ogląd musi mijać się z prawdą.

 

Susan Sontag pisała o uwikłaniu turystyki, postrzeganej jako nakaz społeczny, w swego rodzaju koło her­meneutyczne – podróżując, poru­szamy się marszrutą sygnalizowaną w folderach, oczekując jedynie odtworzenia kolekcji widoków i wrażeń.

Turysta często widzi tylko to, co jest dla niego atrakcyjne – a przynajmniej zakładał przed wyjazdem po lekturze folderów i przewodników, że takie będzie. Na skutek tego może – ale nie musi – wpaść w pogoń za „innością”, która jednocześnie wzbudza zachwyt, strach i pogardę.

 

Praca reportera i korespondenta wojennego predestynuje do ciągłego podróżowania. Rozumiem, że wakacje też Pan spędza w drodze?

Dawniej rzeczywiście tak było. Teraz nie nadaję się zupełnie do uprawiania klasycznej turystyki.

 

Dlaczego?

Nie umiem już podróżować dla samego podróżowania. W języku nie­mieckim funkcjonuje określenie „Wan­derlust” – romantycznej, sentymen­talnej tęsknoty za wędrówką, głodu podróży. Zwyczajnie go nie czuję. Piękne góry, nieskażone, tropikalne raje przestały mnie ciekawić. Jeżdżę po świecie zamieszkanym przez ludzi, by rozmawiać z nimi, sceneria odgrywa mniej istotną rolę.

 

Przygotowując reportaże, jeździ Pan w pojedynkę?

Często razem z fotografem i tłu­maczem. Gdy nie mogę spędzić w danym miejscu dłuższego czasu, pośrednictwo tłumacza jest uży­teczne. I nie mam na myśli kwestii czysto językowych.

Obecność tłu­macza skraca dystans z rozmówcami, co jest szczególnie ważne pod­czas ich poznawania.

Warto zawsze zadać sobie trud, aby spróbować choć trochę poznać język i kulturę społeczności, z którą się przebywa. Współpraca z tłumaczem ma to ułatwić.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się