fbpx
Aldona Kopkiewicz lipiec-sierpień 2017

Sny pod kontrolą

Sny to niewielki wybór tekstów Waltera Benjamina podejmujących tytułowe zagadnienie. Książkę tę skomponował niemiecki filolog Burkhardt Lindner, a ukazała się w wydawnictwie Suhrkamp w 2008 r.

Artykuł z numeru

Kim jestem, kiedy podróżuję?

Kim jestem, kiedy podróżuję?

Redaktor zaznacza, że nie jest to wydanie krytyczne – składa się prze­cież z urywków – lecz „książka do czy­tania”. Jednak kiedy już skończyłam ją czytać, nie byłam pewna, dla kogo i w jakim celu powstała. Benjamin wciąż pozostaje modny w kręgach uniwersyteckiej humanistyki, zaś złośliwi twierdzą, że jego eseistyka świetnie nadaje się do łatania dziur myślowych. Nie był on bowiem filo­zofem systemowym, poruszał się między filozofią i literaturą, a wła­ściwie – literacką autobiografią. Także w Snach roi się od okrągłych zdań, które można wyrywać z kontekstu i rzucać jako piękne cytaty. Dlatego tak ważne jest, by czytać Benjamina na tle historii idei i form artystycz­nych, w których się poruszał.

Czy zatem przeznaczony do czy­tania zbiór fragmentów o snach cokol­wiek rozjaśni, komukolwiek pomoże? Może trochę, ale jeśli nie są państwo humanistami zorientowanymi na ten nurt filozofii, warto zacząć od szkicu Lindnera, który znalazł się na końcu książki. Inaczej lektura ta może okazać się bezprzedmiotowa. Książka składa się bowiem z zapisów snów Benjamina i z urywków jego esejów, przede wszystkim polemizujących z surrealizmem i romantyzmem, choć znaleźć tu można i fragmenty, z któ­rych miałaby się pewnie wyłonić jakaś oryginalna filozofia snu. Mocnej teorii po Benjaminie jednak spodziewać się nie należy, sen natomiast okazuje się pośrednikiem pomiędzy poważniej­szymi zagadnieniami jego refleksji, dotyczącymi zwłaszcza obrazu, języka i indywidualnego aktu twórczego oraz obrazów zbiorowych, ich material­ności i historyczności, szczególnie zaś onirycznego oblicza kapitalizmu, odnajdowanego przez Benjamina w pasażach. O tym, „jak śnić”, XIX w. i przedwojenna moderna wiedziały aż nazbyt dobrze. Pytanie, które zadawał sobie Benjamin, brzmiało raczej: „Jak się obudzić?”.

Najważniejsza wydaje się jednak jego krytyka surrealizmu, a wraz z nim romantyzmu, a przynajmniej pewnej nazbyt uduchowionej ten­dencji w nim obecnej. Artyści tego nurtu wszędzie widzą zagadkę, bo nie dostrzegają rzeczywistości – odparłby Benjamin. W oderwaniu od rzeczy­wistości widział największe niebez­pieczeństwo takich postaw artystycznych. Benjamina interesowała tym­czasem materialność, zarówno jako poszukiwanie epifanii w codzienności, jak i zaangażowanie polityczne. Sen, co rzadkie na tle najbardziej wpły­wowych teorii snów, ma być rozu­miany w kontekście historycznym i kolektywnym. Co zatem z jego intymnością?

Najistotniejszym partnerem do takich dyskusji powinien być dla Benjamina Freud i jego Objaśnianie marzeń sennych. Ale nie znajdziemy tu ważkiej polemiki wprost. Dla psy­choanalizy sen jest językiem, który pozwala odczytywać znaczenia życia na jawie. Benjamin uważa, że po śnie należy zjeść śniadanie, by postawić granicę między nocą a dniem. Snu nie należy opowiadać na czczo, ponieważ grozi nam wtedy, że się odsłonimy – wyjawimy swój sekret. Sen musi więc zostać zapisany – należy go poddać działaniu języka dnia, zamienić w lite­raturę. „Tylko bowiem z innego brzegu, od strony jasnego dnia, można podjąć sen z perspektywy poddanego namy­słowi wspomnienia”. Benjamin zatem swoją nieświadomość kontrolował i ta garstka snów, którą po sobie zostawił, zawiera być może jakieś przesłanie.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się