fbpx
fot. A. Stanisz/Cyfrowe Archiwum im. J. Burszty/il. T. Piotrowski
Natalia Bloch lipiec-sierpień 2017

Relacje wzajemności

Jeden z uchodźców, twórca współczesnego teatru tybetańskiego i menadżer kawiarni dla turystów, stwierdził: „Czasem nawet mówimy naszym dzieciom: »Zobaczcie, ci ludzie z zagranicy przyjeżdżają tu z tak daleka, żeby uczyć się naszego języka, a wy się obijacie!«”.

Artykuł z numeru

Kim jestem, kiedy podróżuję?

Kim jestem, kiedy podróżuję?

Podróżuję prawie wyłącznie w celach zawodowych. Jako antropolożka społeczno-kulturowa od lat prowadzę badania terenowe w Indiach. Wymo­giem takich badań jest ich długotrwa­łość, co sprawia, że nie pozostaje mi wiele czasu na inne podróże i naj­chętniej wypoczywam w domu. Jed­nocześnie zdaję sobie sprawę, że moje własne autoidentyfikacje wcale nie muszą pokrywać się z tym, jak jestem postrzegana przez ludzi w terenie, zwłaszcza od kiedy prowadzę badania nad relacjami pomiędzy turystami a pracownikami nieformalnego sek­tora turystycznego w Indiach.

*

Turystyka do krajów tzw. global­nego Południa często jest postrzegana jako praktyka neokolonialna. Uprzy­wilejowani mieszkańcy metropolii mają być nowymi kolonizatorami zalewającymi mniej rozwinięte regiony świata, które przekształcają w zależne od własnych potrzeb „pery­feria przyjemności”. Lista grzechów przypisywanych tak rozumianej tury­styce jest długa. Wymienię je pokrótce, zanim pokażę, że sprawy nie są tak oczywiste, jakimi się jawią.

Turystykę obwinia się o pogłę­bianie globalnych nierówności ekono­micznych, głównie wskutek zjawiska nazywanego leakage, czyli odpływu wydawanych przez turystów pie­niędzy z odwiedzanych krajów do korporacji Północy. Przykładowo: w Egipcie czy w Tunezji taki odpływ wynosi nawet 80%. Oznacza to, że na 100 dolarów wydanych przez turystę 80 wraca do firm mających swoje cen­trale w krajach pochodzenia turysty (wyciek taki następuje za sprawą agencji podróży, w których kupu­jemy wycieczki, linii lotniczych, sieci hotelowych, firm ubezpieczeniowych itd.). Zarzuty o eksploatację pojawiają się też w kontekście relacji pomiędzy turystami a mieszkańcami odwiedza­nych krajów. Turystyka ma pociągać za sobą odpływ wykwalifikowanych pracowników z bardziej prestiżo­wych zawodów do lepiej opłacanego, choć dużo mniej stabilnego sektora usług turystycznych (prace poko­jówek, kelnerów czy kierowców). To z kolei ma prowadzić do wzmacniania narzuconych przez kolonializm ról, ponieważ to mieszkańcy tzw. global­nego Południa usługują (najczęściej) białym turystom. A jeśli nawet mieszkańcy odwiedzanych krajów nie występują w roli kelnerów, to oczekuje się od nich, że będą elementami krajo­brazu lub „typowymi reprezentantami Inności”. To dlatego Dean MacCannell określa turystykę etniczną mianem „zwierciadła rasizmu” – opiera się ona bowiem na pragnieniu spotkania nie drugiego człowieka, ale egzotycznego Innego. W rezultacie, jak stwierdza MacCannell: „Wartość innych, czy to będą Amisze czy derwisze, Eskimosi czy Latynosi, jest wymierna. Mogą być siłą roboczą i atrakcją turystyczną”.

Przede wszystkim jednak pięt­nuje się destrukcyjny wpływ turystów na lokalne kultury. Turystyka jest tu rozumiana jako scena, na której wystawia się kulturę w formie zgodnej z oczekiwaniami przyjezdnych, uksz­tałtowanymi w dużej mierze przez kolonialną nostalgię. To z kolei ma prowadzić do utowarowienia jej róż­nych aspektów, które zaczynają być waloryzowane ze względu na ich wartość rynkową. Produkt, za który pobiera się opłatę, musi być dostoso­wany do potrzeb klienta: lokalne festi­wale przenosi się na sezon turystyczny, a ich trwanie skraca.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się