fbpx
fot. Leszek Kotarba/East News
z Markiem Krajewskim rozmawia Artur Madaliński styczeń 2019

Doskonałość dzięki innym

Stoik mawia o sobie, że jest kulisty, w tym sensie, że każda strzała, która zmierza w jego stronę, ześlizguje się po nim jak po kuli. Wydawałoby się, że świat nie jest mu więc do niczego potrzebny. Stoicyzm nie jest jednak eskapizmem. Człowiek, który chce być doskonalszy, staje się taki wspólnie z innymi ludźmi oraz dzięki nim.

Artykuł z numeru

Stoicyzm na nowo odkrywany

Stoicyzm na nowo odkrywany

Artur Madaliński: Jadąc dzisiaj do Pana, obsesyjnie myślałem, żeby się nie spóźnić. No i masz – utknąłem w korku, jestem 10 minut po czasie, nadwyrężając przy tym fundamentalną dla stoicyzmu zasadę przewidywalności.

Marek Krajewski: Niekoniecznie, ponieważ ja przewidziałem, że może się Pan spóźnić. Idea stoicka to nie jest monument, w którym nieoczekiwanie zdarzenie może zrobić wyrwę. My, stoicy, albo pretendujący do tego miana – a ja nie uważam siebie za stoika, lecz kogoś, kto jest dopiero na drodze stoickiej – staramy się antycypować rozmaite fakty, także te nieoczekiwane. W istocie dla stoika nie ma zdarzeń zaskakujących, bo próbuje on brać pod uwagę wszystko – lub prawie wszystko. Najważniejsze zaś, by stoik zawsze miał przygotowany plan B. Kiedy mijała godzina, o której miał Pan się u mnie zjawić, nie denerwowałem się i nie złorzeczyłem: „Co za ludzie? Co za świat? Dlaczego wszyscy się spóźniają?!”, lecz wykonywałem pożyteczne czynności – np. przygotowałem filiżanki i nastawiłem ekspres do kawy.

 

Przyznaję, że stojąc w sznurze samochodów, nie zachowywałem stoickiego spokoju. Z pewnością jestem więc raczej początkującym stoikiem. Co trzeba robić, żeby się w tej dziedzinie rozwinąć? Czytać np. pisma filozofów stoickich w oryginale?

Oczywiście czytanie tekstów starożytnych mędrców w językach klasycznych byłoby ideałem, ale po tym jak od 1989 r. wszystkie kolejne rządy w Polsce rugują łacinę ze szkolnictwa (nie mówiąc już o grece, której naucza się w dwóch–trzech liceach w całej Polsce!), mam świadomość, że jest to raczej rzadka umiejętność. Oczekiwanie jej od każdego, komu bliska jest idea stoicka, byłoby z pewnością utopią. Wystarczy zatem czytać stoików po polsku. Nie ulega jednak wątpliwości, że – jeśli chcemy swoją praktykę stoicką rozwijać – czytać nieustannie Senekę, Epikteta czy Marka Aureliusza trzeba.

 

Bez tego stoikiem się być nie da?

Hipotetycznie możliwe jest nawet, że ktoś, kto nie wie nic o stoicyzmie, postępuje według zasad tego systemu. Może to wynikać z jego osobowości, cech charakteru czy wrodzonych predyspozycji. Nietrudno wyobrazić sobie przecież spokojnego człowieka, który postępuje racjonalnie, przewiduje zdarzenia, w każdej sytuacji stara się mieć plan awaryjny i nie daje się ponieść emocjom, nawet jeśli doświadczył w życiu trudnych sytuacji. To jednak konstrukt dość teoretyczny, a jeśli idzie o mnie, to zdecydowanie jestem stoikiem z wyboru.

 

Kiedy wybrał Pan stoicyzm jako swój życiowy modus operandi?

Dotknąłem tej filozofii jeszcze przed studiami, kiedy byłem w klasie maturalnej. Pośrednikiem był Zbigniew Herbert. Jego poezja, będąca często pochwałą trudnego męstwa – albo tragicznie zabarwionego optymizmu – była dla mnie objawieniem i drogowskazem młodości. Postanowienie o studiowaniu filologii klasycznej powziąłem pod wpływem wiersza Dlaczego klasycy, w którym Herbert opisuje główne założenia owego stoickiego męstwa i przedstawia apologię godnego znoszenia przeciwności losu.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się