fbpx
fot. Bettmann/Getty
Mateusz Burzyk maj 2018

Barykady bez filozofów

Najlepszym obrazem francuskich wydarzeń maja 1968 r. jest wywiad, jaki Jean-Paul Sartre przeprowadził z Danielem Cohn-Benditem: 63-letni światowej sławy filozof zajął miejsce pytającego, a 23-letni student udzielał mu odpowiedzi.

Artykuł z numeru

Bosko i przykładnie. Seks i religia

Bosko i przykładnie. Seks i religia

Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści? – to pytanie, stanowiące tytuł książki Franka Furediego, można by zasadnie postawić, przyglądając się francuskim wydarzeniom 1968 r. Intelektualiści nie odegrali w ich trakcie szczególnej roli. Wskoczyli po prostu do pędzącego pociągu. Nie wynikało to tylko z bezsilności, ale też z przemian społeczno-kulturowych i z samej ich woli: „Kiedy część z nas brała udział w wydarzeniach maja 1968 roku – wspominał Maurice Blanchot – marzyła, by ustrzec się przed jakąkolwiek aspiracją do pojedynczości i w pewnym sensie, nie będąc traktowanymi na szczególnych warunkach, ale jak wszyscy inni, to się udało”. Z jednej strony mogłoby to nie dziwić: wydarzenia te opisuje się przecież w kategoriach buntu młodzieży, ale z drugiej – pojawia się pytanie: czyż nie rozgrywały się one przede wszystkim wokół uniwersytetów?

Oczywiście intelektualiści mieli na temat zajść z 1968 r. różne opinie. Rozpiętość ich sądów obrazują głosy Theodora W. Adorna oraz Herberta Marcusego. Podczas gdy pierwszy z nich sprzeciwiał się demonstracjom na uniwersytecie i wzywał policję, kiedy studenci okupowali jego biuro, drugi replikował: „[J]eśli stawiasz mnie przed alternatywą albo policja, albo lewacy, biorę stronę tych ostatnich”. Po pierwsze jednak, zróżnicowane percepcje intelektualistów odzwierciedlały po prostu naturalne dla ludzi zróżnicowanie w ocenie konkretnych wydarzeń. Po drugie, formułowane przez nich opinie stanowią papierek lakmusowy, określający ogólniejsze różnice światopoglądowe. W końcu zaś ich postawy wskazywać będą na akceptację lub jej brak odnośnie do nowej roli intelektualisty we współczesnym świecie.

O co właściwie chodziło w 1968 r.?

Protesty, do jakich w różnych miejscach świata (Czechosłowacji, Francji, Meksyku, Niemczech, Polsce, Stanach Zjednoczonych, Włochach) doszło w 1968 r., były niejednolite. Bo choć można wyróżnić między nimi pewne punkty wspólne i choć wzajemnie się one napędzały (zabójstwo Martina Luthera Kinga i strzały oddane w Niemczech do Rudiego Dutschke wzbudziły oburzenie i doprowadziły do manifestacji w Paryżu), to u podstaw każdego z nich leżał unikalny splot okoliczności, a na ich przebieg złożył się zestaw akcydensów i napięć, które były właściwe dla danego miejsca. Sformułowania ogólnej odpowiedzi na pytanie, co się stało na świecie w roku 1968, podjęli się Immanuel Wallerstein i Sharon Zukin.

Wallerstein i Zukin przyjmują, że wydarzenia roku 1968, rozgrywające się w różnych częściach globu i stanowiące krystalizację długo dojrzewających strukturalnych trendów, złożyły się na rewolucję. Nie miejsce tu na długi spór, czy rzeczywiście była to rewolucja. Bez trudu znaleźć można opinie przeciwne.

Na przykład Jean Baudrillard, w roku 1968 chadzający na paryskie barykady niespełna 40-letni pracownik uniwersytetu w Nanterre, stwierdził, że cała towarzysząca tym wydarzeniom energia zniknęła i nie pozostawiła po sobie poważnego emancypacyjnego osiągnięcia: „Maj ‘68 to wydarzenie, którego nie można było zracjonalizować lub spożytkować (…). Niczego nie zwiastowało”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się