fbpx
fot. Stanisław Lem w roku 1966, zdjęcie udostępnione przez Wojciecha Zemka, sekretarza autora (CC BY-SA 3.0)
fot. Stanisław Lem w roku 1966, zdjęcie udostępnione przez Wojciecha Zemka, sekretarza autora (CC BY-SA 3.0)
Stanisław Lem

O nauce i wierze

Światopogląd naukowy moim zdaniem jest to sprawa całkiem prosta i chodzi o odpowiedź na szereg pytań umieszczonych w spójnym modelu; pytań tego rodzaju: skąd się wzięli ludzie, co jest ich losem, jak jest urządzony świat i skąd się wziął?

Czytaj także

Stanisław Lem

Przyszłość otwarta na dobre i na złe

Znak, nr 291, wrzesień 1978

Otóż pytanie zasadnicze: czy można w sposób wystarczający odpowiedzieć na te pytania opierając się wyłącznie na osiągnięciach nauki? Niewątpliwie można, jeżeli chodzi o ustalenie stanów rzeczy, natomiast nic nie może nauka powiedzieć nam, co człowiek robić z sobą i ze światem powinien.

Innymi słowy mówiąc, wszystkie zagadnienia dotyczące wartości, jakie człowiek powinien pielęgnować, te zagadnienia po prostu wykraczają poza teren nauki, nie sposób ich w obrębie nauki rozstrzygać.

Nauka może nam dostarczyć diagnozy stanu rzeczy, może powiedzieć, co jest, ale nie może powiedzieć, co powinno być – przynajmniej takie jest rozumienie współczesnej nauki, tak dzisiaj pracuje przyrodoznawstwo najszerzej rozumiane, a więc obejmujące te wszystkie nauki, którym człowiek zawdzięcza to, co nazywamy jego instrumentalną potęgą. Jest rzeczą indywidualnego wyboru, czy komuś nauka jako baza odpowiedzi na pytania naczelne dotyczące bytu wystarcza, a po drugie, w żadnej mierze nie można w nauce odnajdywać odpowiedzi na pytania dotyczące ludzkich powinności zarówno indywidualnych jak i zbiorowych. Istnieją oczywiście dyscypliny naukowe, które zajmują się badaniem reakcji ludzkich, postaw, wartości, ale one przede wszystkim opisują, jak ludzie faktycznie zachowywali się w historii i zachowują, nie mogą natomiast niczego ludziom dyktować; nie można mówić np., ze istnieje cos takiego, jak naukowa etyka – nic takiego nie istnieje, przynajmniej dla mnie jest to połączenie dosyć bezsensowne: etyka w kategoriach doświadczenia, doświadczenia rozumianego po naukowemu. Etyka jest niedowodliwa. (…)

Muszę powiedzieć, że uważam się za racjonalistę, a pojmuję przez to okazywanie większej ufności rozumowi niż emocjom, ale zarazem nie jestem racjonalistą całkowicie konsekwentnym. Wydaje mi się, że takich nie ma. Dajmy na to, że spotykam zbłąkanego psa, który zaczyna za mną iść. Mógłbym sobie rzec – i byłoby to zupełnie racjonalne – że w tej chwili jest na świecie nie tylko kilkaset tysięcy psów w analogicznej opresji, ale poza tym dzieje się moc nieszczęść ludziom. A zatem, skoro bieda tego psa jest niczym w porównaniu z tym, co dzieje się na świecie, rozsądnie jest psa odpędzić i pójść własną drogą. Będzie to pewien wariant racjonalnego rozumowania: skoro nie można pomoc tam, gdzie pomoc jest szczególnie potrzebna, to nie należy objawiać dobroczynności w sytuacjach przypadkowych. Tu jednak powstanie luka w moim racjonalizmie, bo zapewne zrobi mi się żal tego psa i nie będę go odpędzał. Na takich przykładach można ukazać, ze najbardziej racjonalistyczny racjonalista ma w swoim rzeczowym systemie dziury, wypełnione swego rodzaju „nieracjonalnością”. Racjonalizm pozwala mi widzieć wielość rzeczy we właściwej hierarchii ważności, lecz nie pozwala na drodze czysto logicznej ustalić kodeksu postępowania dla wszystkich możliwych zajść z góry. (…) Do końca konsekwentny racjonalista powinien wyrzucać śmiertelne szczątki swych najbliższych przez płot, ewentualnie pozbywać się ich w jakiś inny sposób, prosty a oszczędny, boż martwe ciało to, pod czysto rzeczowym względem, już nie ukochana osoba, lecz rodzaj śmiecia; a jednak nie znamy żadnej formacji cywilizacyjnej, żadnej materialistycznej kultury, która posunęłaby się tak daleko w tzw. racjonalizmie. (…)

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się