fbpx

fot. Kena Betancur/Getty

Cornel West: USA potrzebują pokojowej rewolucji

Od blisko dwóch tygodni w USA trwają protesty przeciw brutalności policji i dyskryminacji rasowej. Wobec jątrzących wypowiedzi Donalda Trumpa Amerykanie szukają lidera, który znajdzie odpowiednie słowa na czas kryzysu. Czy kimś takim będzie Cornel West, charyzmatyczny wykładowca i działacz społeczny?

Przypomnijmy dotychczasowy przebieg zdarzeń. 25 maja w Minneapolis zginął George Floyd. 46-letniego czarnoskórego mężczyznę oskarżono o użycie w sklepie sfałszowanego banknotu 20-dolarowego. Policjant, który go zatrzymał, Derek Chauvin, zakuł go w kajdanki, rzucił na ziemię i przez blisko 9 min przyciskał jego szyję kolanem, mimo iż Floyd powtarzał wciąż: „Nie mogę oddychać”, „Mamo” i „Błagam”. Towarzyszący mu policjanci nie powstrzymali kolegi nawet wówczas, gdy wokół zaczęli gromadzić się przechodnie, którzy zwracali uwagę na pogarszający się stan mężczyzny i nagrywali całe zajście.

Floyd zmarł w szpitalu. Okazało się, że policjant, który go zatrzymał był już dotąd 18 razy skarżony przez obywateli za swoje zachowanie; dwa razy prowadzono przeciwko niemu postępowanie dyscyplinarne. To kolejna sytuacja, w której osoba czarnoskóra zginęła w wyniku niepotrzebnej przemocy ze strony policji – podobne przypadki doprowadziły do powstania w 2013 r. ruchu Black Lives Matter („Czarne życia się liczą”). Szybko wybuchły więc protesty. Najpierw w Minneapolis, a następnie w kilkuset innych miastach w Stanach Zjednoczonych oraz na całym świecie (m.in. w Londynie, Berlinie czy Poznaniu). Oprócz w większości pokojowych form protestu pojawiły się też akty wandalizmu, zginęło co najmniej 6 osób (wśród ofiar są zarówno policjanci jak i protestujący), wielu odniosło urazy, tysiące zostało aresztowanych, a straty w wyniku niszczenia mienia wynoszą już miliony dolarów. Lekarze ostrzegają, że mimo iż protestujący noszą zazwyczaj maski, to bez przestrzegania zasad społecznego dystansu, istnieje niebezpieczeństwo wzrostu zakażeń koronawirusem. Ostrzeżenie jest tym bardziej poważne, że w USA z powodu Covid-19 zginęło już ponad 100 tys. osób. Niestety w wyniku strukturalnej dyskryminacji i ograniczonego dostępu do ochrony zdrowia, liczba ofiar wśród Afroamerykanów jest proporcjonalnie dwa razy większa niż wśród białych.

W tej sytuacji dotkliwy okazuje się brak powszechnie szanowanych liderów, którzy mogliby spróbować załagodzić sytuację. Donald Trump na razie tylko podgrzewa atmosferę.

Zdążył już zatweetować, że „gdy zaczyna się kradzież, zaczyna się strzelanie” (when the looting starts, the shooting starts). To fraza bojowniczego szefa policji z Miami z końca lat 60., który legitymizował w ten sposób użycie przez policję broni podczas zamieszek i protestów obywatelskich przeciwko rasizmowi. Niektórzy uznali tweet za rodzaj przyzwolenia prezydenta dla dalszej eskalacji przemocy. Później Trump złagodził stanowisko, mówiąc, że nie wiedział, iż to zdanie „naznaczone rasowo”; jednocześnie dalej wywoływał kontrowersje. Raz groził wprowadzeniem wojska na ulicę, innym razem postanowił zrobić sobie zdjęcie z Biblią na tle kościoła naprzeciwko Białego Domu. W tym celu policja z użyciem gazu łzawiącego przepędziła demonstrantów. „Pozwólcie, że wyrażę się jasno. To oburzające. Biblia nie jest rekwizytem. Kościół nie jest fotograficznym obiektem. Religia nie jest narzędziem politycznym. Bóg nie jest twoją zabawką” – komentował, popularny także w Polsce, amerykański jezuita o. James Martin.

Być może jedną z osób, która może przejąć rolę obywatelskiego lidera w USA jest Cornel West, charyzmatyczny czarnoskóry wykładowca, autor wielu książek poświęconych tematyce rasowej, który wyraziście komentuje i wspiera ostatnie protesty. W miesięczniku „Znak” opisywaliśmy go jako „zwykłego proroka”, który kontynuuje duchowo-polityczną tradycję Martina Luthera Kinga. W przeszłości sam doświadczył niejednokrotnie dyskryminacji.

W przedmowie do swojej najsłynniejszej pracy Race Matters wspominał, jak nie dowierzano mu, że jest wykładowcą akademickim w Princeton. Gdy podczas przypadkowego zatrzymania tłumaczył policji, że jest niewinny i pracuje jako profesor, funkcjonariusz odpowiedział: „Jasne, a ja jestem latającą zakonnicą. Idziesz z nami, czarnuchu”.

West w komentarzu dla „The Guardian” zwraca uwagę, że protesty łączą się z szeregiem innych kryzysowych zjawisk w USA. „Niezaprzeczalnie barbarzyńska śmierć George’a Floyda, niechybnie okrutna nierówność wobec koronawirusa, masowe bezrobocie na poziomie Wielkiego Kryzysu i całościowy upadek legitymizacji dla politycznego przywództwa (w obu partiach) prowadzą do spuszczenia kurtyny nad amerykańskim imperium”.

West przekonuje, że ostatnie wydarzenia są konsekwencją „rosnącej militaryzacji amerykańskiego społeczeństwa”, gdzie jedną stroną medalu jest przemoc w USA, a drugą amerykański imperializm (211 interwencji militarnych USA w 67 krajach po II wojnie światowej). Zwraca też uwagę na permanentną brutalność policji wobec protestujących i fakt, że pozostaje ona w wyraźnym kontraście do tego jak postępowała ona wobec protestów przedstawicieli prawicy (sprzeciwiających się obostrzeniom związanym w koronawirusem), mimo że ci ostatni maszerowali po ulicach z naładowaną bronią.

W charakterystyczny dla siebie sposób, odwołując się do słów Martina Luthera Kinga, West wyróżnia cztery problemy, które trapią Amerykę: militaryzm, ubóstwo, materializm i rasizm (wobec czarnych, rdzennych Amerykanów, muzułmanów, Żydów i nie-białych imigrantów).

Filozof pisze o słabości istniejącego amerykańskiego duopolu politycznego. Donald Trump zachowuje się jego zdaniem jak neofaszysta, zaś Joe Biden, „sfatygowany” lider establishmentu Demokratów, choć lepszy niż Trump, też nie daje szansy na odnowę demokratycznej wspólnoty. Sam West wyraziście wspierał w kampanii wyborczej lewicowego Berniego Sandersa. Zwraca uwagę jednak, że obecna słabość lewicy zmniejsza szansę na „pokojową rewolucję demokratycznego podziału i redystrybucji władzy, bogactwa i szacunku”. A że taka rewolucja jest potrzebna, pokazują problemy socjalne trapiące USA: „Takie społeczeństwo, które odmawia naprawy albo ograniczenia skutków rozpadającej się zabudowy mieszkalnej, niewydolnego systemu szkolnego, systemu masowych uwięzień, olbrzymiego poziomu bezrobocia i niepełnego zatrudnienia, niewystarczającej ochrony zdrowia i pogwałcenia praw i wolności, nie jest ani pożądane, ani trwałe”.

Autor Race Matters, choć stanowczo odcina się od wszelkich przypadków przemocy, wiąże jednak nadzieję z trwającymi protestami:

„Wspaniała moralna odwaga i duchowa wrażliwość tej międzyrasowej odpowiedzi na policyjne zabójstwo George’a Floyda, która przekształca się teraz w polityczny opór wobec usankcjonowanej kradzieży płynącej z chciwości Wall Street, wobec plądrowania planety oraz degradacji kobiet i osób LGBT pokazuje, że wciąż walczymy niezależnie od przeszkód”.

Cornel West jest jedną z barwniejszych postaci amerykańskiej sceny intelektualnej – online można zobaczyć jego charyzmatyczne komentarze. Wnuk baptystycznego pastora do dziś jego wzorem zwraca się do swoich rozmówców per „bracie” i „siostro”. Łączy chrześcijaństwo z lewicowym zaangażowaniem; chętnie odwołuje się do muzycznych tradycji Afroamerykanów: nazywa siebie „bluesmanem w świecie idei, jazzmanem w świecie umysłu”. Bezpardonowo potrafił zaatakować nawet Baracka Obamę, którego krytykował za uległość wobec amerykańskiej elity finansowej – nazywał go „czarną maskotą oligarchów z Wall Street, czarną pacynką plutokratów”. Część osób zniechęcały dotąd jego kaznodziejski styl i radykalne wystąpienia, w których raczej mobilizował sympatyków niż analizował polityczną sytuację. Dziś coraz częściej pod jego wypowiedziami pojawiają się jednak głosy, że „spełnia się to, o czym West pisał od dekad” i że „to najmądrzejszy przykład przywództwa w czasie tego kryzysu”.

Oprac. MJ