fbpx
Konstanty Gebert wrzesień 2012

Brak tylko słowa „wybaczcie”

W krwawym konflikcie bośniackim udział, acz nierówny, miały też trzy główne wyznania, które – usprawiedliwiając zbrodnie – utraciły wiele ze swej wiarygodności. Jedyną szansą na pojednanie jest cierpliwe wsłuchiwanie się w drugiego i empatia.

Artykuł z numeru

Jak przekłady zmieniają Biblię?

Jak przekłady zmieniają Biblię?

Konflikty pamięci w byłej Jugosławii nie są rzeczą nową, aczkolwiek wizja Bośni, czy szerzej: Bałkanów, jako terenu nieustannych i odwiecznych wojen jest nieprawdziwa. Stanowiły one przerwy w długich okresach mniej lub bardziej udanej koegzystencji. Dowodem na to jest architektura sarajewskiej Baščaršija, gdzie synagoga, meczet, cerkiew i kościół są od siebie oddalone o rzut kamieniem. Przez długi czas nikomu nie przychodziło do głowy, że ktoś będzie te kamienie rzucał. 

Sprawiedliwe zapomnienie

Warto spojrzeć, jak w Bośni radzono sobie z konfliktami pamięci. Po II wojnie światowej zwycięzcy komuniści narzucili własną wizję przeszłości i wielu odetchnęło z tego powodu z ulgą. Tito zbudował tę wizję na micie Braterstwa i Jedności. Komuniści, z założenia wieloetniczni, jeszcze zacieklej niż z okupantami walczyli z rozmaitymi narodowymi ugrupowaniami zbrojnymi. Ten mit pozwalał wszystkim uniknąć odpowiedzialności za historię. Podobnie jak w konflikcie lat 90., także podczas II wojny światowej działały formacje bardziej i mniej zbrodnicze, ale wszystkie miały wystarczająco dużo na sumieniu, by uznać, że taka wiązana transakcja im się per saldo opłaca. Tyle tylko że Braterstwo i Jedność było tylko jednym z elementów tego niepisanego porozumienia. Drugim była zasada, że niesprawiedliwość będzie rozdzielana sprawiedliwie między wszystkich. Przykładem może być Chorwacka Wiosna, czyli ruch z początku lat 70. na rzecz chorwackiej tożsamości w Jugosławii. Tito brutalnie go stłumił, a potem dla świętego spokoju zaaresztował także serbskich intelektualistów w Belgradzie, którzy akurat niczego się nie domagali. Chodziło o to, by pokazać, że niesprawiedliwość jest rozdzielana sprawiedliwie między wszystkich.

Miało to konsekwencje zarówno w odniesieniu do pamięci, jak i współczesnej sytuacji. Skoro nikt nie mógł mówić w imieniu jakiegokolwiek narodu – ponieważ prawo do zabierania głosu miała wyłącznie Liga Komunistów w Jugosławii – to znaczy, że nikt nie mógł w imieniu Chorwatów prosić o wybaczenie za zbrodnie popełnione podczas wojny na Serbach i, w mniejszym stopniu, na muzułmanach. Nie pojawił się chorwacki Willy Brandt, bo system skutecznie uniemożliwiał komukolwiek mówienie w imieniu narodu. W związku z tym ofiary i ich potomkowie nie usłyszeli ze strony sprawców słowa: „wybaczcie”. I uznali, być może irracjonalnie, że skoro Chorwaci nie proszą o wybaczenie, to uważają pewnie, że nie ma takiej potrzeby. Innymi słowy, uznali, że gdyby Chorwaci mieli okazję, to znów zrobiliby dokładnie to samo, co w przeszłości. Tyle że tym razem, pomyśleli Serbowie, to my będziemy pierwsi. I byli. Serbowie, ofiary zbrodni chorwackich podczas II wojny światowej, stali się głównymi oprawcami podczas wojny lat 90. ubiegłego wieku. Kierowali się głównie propagandą, która twierdziła, że „jeżeli nie będziemy ich zabijać, to oni zabiją nas”. Brak tego „wybaczcie” był jednym z elementów, który tę propagandę uwiarygadniał. W efekcie znów wybuchła wojna, najpierw w Chorwacji, potem w Bośni, gdzie tym razem siły serbskie dopuściły się ludobójstwa. A potem wojna skończyła się bardzo złym pokojem.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się