fbpx
Jacek Dehnel lipiec-sierpień 2011

Kawafis – reaktywacja

Libera dał nam nowego Kawafisa. Pomimo licznych skaz jego tłumaczenie jest żywe i zmysłowe.

Artykuł z numeru

Ciało, duch, rynek

Porywanie się na nowy przekład obszernego wyboru wierszy jakiegoś poety w sytuacji, gdy istnieje już tłumaczenie „kanoniczne”, wymaga nie lada odwagi. Im poeta i tłumacz kanoniczny wybitniejsi – tym większej. Dlatego imponuje mi porwanie się Antoniego Libery na Kawafisa – Kawafisa, z którym Zygmunt Kubiak praktycznie zrósł się w jedno przez ponad trzy dekady pracy nad kolejnymi wydaniami i opracowaniami (od Wyboru wierszy z 1967 roku, przez Wiersze zebrane z 1981, Kawafisa Aleksandryjczyka z 1995, po Wiersze i prozę z 2001, nie wspominając o innych wersjach i uzupełnieniach).

Wiadomo, że dla każdego czytelnika, który zetknął się już wcześniej z twórczością Starego Poety przełożoną na polszczyznę, Kawafis istnieje przede wszystkim przez Kubiaka, z Kubiakiem i w Kubiaku – i porównanie jego wizji w wizją Libery będzie absolutnie nieodzowne (nawet pojedyncze próby Miłosza, jakkolwiek ważne z uwagi na urodę i Miłoszowski wpływ na propagowanie tej poezji w Polsce, wypadają blado na tle pełnego dzieła Kubiaka).

Polska fraza Kawafisowska została ukuta przez tego właśnie tłumacza: podniosła, hieratyczna nawet, czerpiąca z polskich przekładów poezji antycznej, ale i z osobistych predylekcji Kubiaka (na przykład do ozdobnych szyków przestawnych – wystarczy choćby przeczytać jego posłowie z takim opisem domu poety: „Niczym szczególnym nie wyróżnia się ten dziewiętnastowieczny (jak sądzę) dom trzypiętrowy”, co niejeden użytkownik polszczyzny ująłby raczej tak: „Ten dziewiętnastowieczny, jak sądzę, trzypiętrowy dom nie wyróżnia się niczym szczególnym”. Zwłaszcza zważywszy, że tutaj frazę Kubiaka kształtują nie wymogi rytmu czy rymu, ale, dam głowę, jego własny sposób mówienia, który nierzadko rozpoznajemy w przekładach).

Nowa wersja zatem miała swój głębszy sens i tom Jeżeli do Itaki wybierasz się w podróż… wypełnia pewną lukę: brak innej dykcji Kawafisowskiej niż Kubiakowa. Jeśli chodzi o sam wybór, nie znalazło się w nim kilka wierszy, które są mi szczególnie bliskie, ale najsłynniejsze teksty Aleksandryjczyka są tu chyba w komplecie, wzbogacone o swoje najrozmaitsze odbicia i odpryski w innych wierszach. Taki już przywilej przygotowującego wybór tłumacza, że pomija to i owo wedle własnego smaku, tworząc nową całość.

Sam Kawafis rygorystycznie przestrzegał podziału wierszy na „opublikowane” („ekdota poiemata”), „odrzucone” („apokerygmena poiemata”) i „niepublikowane” („anekdota poiemata”) – pierwsze kierował do rozmaitych literackich periodyków i drukował na osobnych kartkach, które spinał w wersję kanoniczną, w „księgę idealną” swoich utworów; drugie w większości zniszczył, trzecie po prostu odkładał do szuflady, pisząc na nich odręcznie: „Nie do publikowania, ale tu może sobie zostać”.

Z podziału tego, zachowywanego z równą pieczołowitością przez Kubiaka, Libera zrezygnował na rzecz kolejności chronologicznej – wydaje mi się, że słusznie, bowiem teraz dla odmiany możemy przeczytać Kawafisa, kierując się bardziej własnymi sądami niż sądami autora (który, jak każdy z nas, nieomylny nie był).

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się