fbpx
Mieszko Tałasiewicz maj 2011

Racjonalność wiary w cuda

Cuda nie są zagrożeniem dla nauki: nie obalają odkrywanych przez naukę praw ani nie zrównują nauki z legendą i fantazjowaniem. Nauka – także nauka uprawiana przez wierzących w cuda chrześcijan – ma cuda ignorować. Nauka ma odkrywać i opisywać regularności i prawa, nie zatrzymując się nad cudownymi wyjątkami.

Artykuł z numeru

Prezydencja na czas kryzysu

Wszyscy chrześcijanie muszą wierzyć w cuda, wśród których najważniejszym jest Zmartwychwstanie. Tymczasem niejednokrotnie, kiedy przychodzi nam publicznie wyznać taką wiarę, czujemy się zażenowani. We współczesnym świecie wiara w cuda wydaje się czymś anachronicznym, irracjonalnym, zabobonnym. Ba! Wiara w cuda wydawała się czymś anachronicznym już świętemu Augustynowi, który we wczesnych pismach z pewnym zażenowaniem poruszał ten temat i sugerował, że cuda zdarzały się w okresie apostolskim, ale w jego czasach, na przełomie IV i V wieku, już nie (potem na szczęście zmienił zdanie).

Głównym powodem tego stanu rzeczy jest utrzymujące się przekonanie, że wiara w cuda stoi w konflikcie z nauką, a ponieważ nauka – zwłaszcza dyscypliny przyrodnicze – stanowi wzorzec ludzkiej racjonalności, wiara w cuda jest czymś nieracjonalnym.

Cud: próba definicji

Czy jednak jest racjonalne samo to przekonanie? Czy rzeczywiście wiara w cuda stoi w konflikcie z nauką? Odpowiedź na to pytanie musi być poprzedzona refleksją nad samym pojęciem cudu. Taka refleksja ujawnia, że zdarzenia uznawane za cudowne nie zawsze, a nawet nie z reguły, są wydarzeniami wykluczonymi z punktu widzenia praw przyrody. Cuda – zwłaszcza te, które występują w funkcji motywacyjnej, a więc jako zachęta do wiary religijnej – mają za zadanie przede wszystkim ugruntować autorytet sprawcy (świętego, apostoła, samego Boga) wobec adresata cudu, ażeby ten ostatni chętniej uwierzył w treści przekazywane przez tego pierwszego. Istotą cudu jest tutaj sprawstwo, a nie samo zdarzenie. Do tego, by ustalić autorytet sprawcy, wywołane przez niego zdarzenie nie musi przekraczać całkowicie sił natury. Wystarczy, jeśli będzie zjawiskiem niezwykłym, nawet możliwym i zdarzającymi się czasami spontanicznie, pod warunkiem że zostanie wywołane na żądanie przez sprawcę. Jeżeli ktoś powie w obecności ludzi trapionych suszą i modlących się o deszcz: „Niech w tej chwili spadnie deszcz!” – i deszcz w tej chwili spadnie – to ten ktoś będzie uznany za cudotwórcę, mimo że deszcze przecież czasem się zdarzają nawet na pustyni. Ba, cudami mogą być wręcz najzwyczajniejsze, najbanalniejsze zdarzenia codzienne, jeżeli tylko z perspektywy „mirakulowanego” – adresata cudu, któremu się te zdarzenia zdarzają – układają się one w czytelny komunikat (na przykład są odpowiedzią na żarliwą modlitwę).

Takie pojęcie cudu może rodzić pokusę, by cuda całkowicie „naturalizować” i przedstawiać je jako zdarzenia być może dziwaczne, ale w pewien sposób możliwe do naukowego wyjaśnienia.

„Apologia” taka jest jednak niedobra. Jest nieskuteczna i niepotrzebna.

Jest nieskuteczna, ponieważ nawet jeśli nie wszystkie, to przynajmniej niektóre cuda, i to te najważniejsze, są wykluczone przez prawa przyrody. Ponadto, jeśli za cud uznamy nie samo wywoływane przez sprawcę cudu zdarzenie, ale zdarzenie polegające na tym, że ten sprawca spowodował przyczynowo zajście tego-a-tego zdarzenia, to prawa przyrody wykluczają już praktycznie wszystkie cuda.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się