fbpx
Wojciech Bieroński lipiec-sierpień 2007

Nowy dźwięk, nowy wymiar, nowy człowiek

Dla niektórych Slot Art Festiwal to jedynie przystanek przed kolejnym Przystankiem, tym Jerzego Owsiaka w Kostrzynie. Dla wielu innych to wszakże największe wydarzenie lata. Jedni i drudzy z każdym kolejnym rokiem coraz liczniej stawiają się w Lubiążu koło Wrocławia, by uczestniczyć w jednym z najciekawszych i najbardziej oryginalnych polskich festiwali.

Artykuł z numeru

Literatura i moralność. Czy powieści uczą, jak żyć?

Slot Art Festiwal jest imprezą wyjątkową nie dlatego, że jedno z jej naczelnych haseł stanowi „pięć dni bez chemii i przemocy”, i nie dlatego, że dużo mówi się tutaj o Bogu. Inicjatywy kulturalne, których organizatorzy przekonują o możliwości dobrej zabawy bez alkoholu i narkotyków, nie należą do rzadkości, a festiwale o mniej lub bardziej religijnym charakterze mają się w Polsce całkiem dobrze. Na ich tle Slot Art Festiwal wyróżnia się przede wszystkim aktywną rolą każdego uczestnika. Kilka tysięcy osób przyjeżdża do Lubiąża po to, by dzielić się sobą. Nie inaczej będzie zapewne i w tym roku, gdy w dniach 11-15 lipca ta mała dolnośląska wioska przeżyje kolejny najazd miłośników twórczego życia i kultury alternatywnej.

Już sama sceneria festiwalu, popularnie zwanego Slotem, wskazuje na to, że mamy do czynienia z wydarzeniem niezwykłym. Od 2001 roku odbywa się on bowiem na terenie (robiącego ogromne wrażenie) byłego cysterskiego opactwa, określanego jako barokowe arcydzieło i zabytek na skalę międzynarodową. Bramy tego właśnie kompleksu klasztornego przekracza każdy uczestnik i zwłaszcza za pierwszym razem trudno jest oderwać wzrok od tego, co widzi się po wejściu. Oczom ukazuje się bowiem olbrzymi gmach klasztoru, a przed nim duży plac, którego centralny punkt stanowi okazały platan. Na placu znajduje się mnóstwo ludzi, jedni odpoczywają, inni się bawią, i to jak! Żonglerka, chodzenie na szczudłach, dziwne gry, których nazwy i zasady poznaje się później, siatkówka, a wszystko to przy akompaniamencie bębnów, gitar i harmonijek ustnych. Słowem, pierwsze wrażenie dla każdego slotowego „debiutanta” jest wrażeniem wielkiego artystycznego pikniku. Wiele tych zajęć stanowi tak naprawdę element warsztatów, głównej atrakcji każdego festiwalowego poranka i popołudnia. Bowiem między godziną jedenastą a siedemnastą uczestnik może wybierać spośród ogromnej liczby (w zeszłym roku ponad stu dwudziestu) warsztatów i danego dnia pójść na trzy z nich. Tak wiele ciekawych rzeczy dzieje się tutaj naraz, że jadąc na Slot, należy się spodziewać prawdziwego bólu głowy przy podejmowaniu decyzji, czego by tu spróbować. Zachwyca także różnorodność zajęć: w tym roku – od warsztatów związanych z językami (np. czeski, migowy) przez sztukę wizualną (maski z gliny, malowanie na szkle, biżuteria), warsztaty muzyczne (domowe studio, instrumenty perkusyjne Konga, granie na beczkach, kije deszczowe), sport i ruch (le parkour, szermierka, starochińska gra nazywana „go”), teatr, taniec (dawny, współczesny, irlandzki) po rozmaite elementy sztuki cyrkowej i takie warsztaty, które ciężko zaklasyfikować (np. anime, Linux, nauka jazdy, dziennikarstwo, rzucanie palenia). Podanie tych kilkunastu przykładów nie oddaje w pełni niezwykłej różnorodności wszystkich zajęć, w których można wziąć udział. Patrząc na tegoroczny ich wykaz, nie mam wątpliwości, że, oj, będzie się działo, a ból głowy przy podejmowaniu decyzji powróci.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się