fbpx
CC-BY
Bernadetta Janusz maj 2016

Dotyk rodzica

Nieprzypadkowo w większości kultur istnieje jakiś wariant zabawy w „A kuku”. Stanowi ona niemalże archetypiczny przykład znikania i chowania się rodzica, czemu towarzyszy ekscytacja dziecka będąca mieszanką niepokoju i radości związanej z przewidywaniem (w miarę uczenia się), że rodzic ponownie się pojawi.

Artykuł z numeru

Rodzice w dobrej odległości

Rodzice w dobrej odległości

Doświadczenie dotyku jest jednym z pierwszych doznań pojawiającego się na świecie dziecka. W kolejnych dniach i miesiącach dotyk matki, ojca czy innego opiekuna zaczyna odgrywać kluczową rolę w zaspokajaniu podstawowych potrzeb niemowlęcia – kojeniu napięć, jakie przeżywa ono w związku z głodem albo niepokojącymi bodźcami płynącym z zewnątrz czy docierającymi z wnętrza jego ciała. Kontakt fizyczny z dzieckiem, który ma miejsce nieprzerwanie w trakcie karmienia, przewijania, brania na ręce, jest jedną z podstawowych potrzeb niemowlęcia. Zagadnienie to stało się przedmiotem naukowej debaty, kiedy po II wojnie światowej René Spitz przeprowadził badania dotyczące śmiertelności niemowląt w dużych sierocińcach. Okazało się, że wysoki odsetek zgonów niemowląt zanotowano w tych placówkach, w których dobrze zaspokajano potrzeby fizjologiczne podopiecznych, ale pozbawiano ich fizycznego kontaktu z opiekunami. Opisane zjawisko zyskuje nowe wyjaśnienie w świetle tych badań, które pokazują, że dotyk znacznie obniża poziom hormonów stresu, a także redukuje inne psychofizjologiczne parametry napięcia[1]. Badacze z kręgu teorii więzi[2] wskazują, że dotyk zarówno matki, jak i ojca pełni kluczową funkcję w ustanawianiu emocjonalnej relacji z dzieckiem. Daje on bowiem dziecku poczucie ciepła, bezpieczeństwa i bycia chronionym. W związku z tym rodzice są postrzegani jako niezawodni i godni zaufania, co wpływa na przejawianą w ciągu całego dalszego życia ufność w stosunku do innych ludzi. Zjawisko to John Bowlby określił jako posiadanie bezpiecznego (w odróżnieniu od lękowych) stylu przywiązania.

Pojawiająca się bardzo szybko u niemowląt i małych dzieci potrzeba utrzymywania stałego kontaktu z opiekunem została uwydatniona w przeprowadzonych przez Edwarda Tronicka tzw. eksperymentach martwej twarzy. Polegały one na tym, że matka, wcześniej intensywnie nawiązująca kontakt z niemowlęciem, nagle „zamierała”. Jej twarz stawała się nieruchoma, kobieta przestawała dotykać dziecko czy cokolwiek do niego mówić. Dzieci biorące udział w eksperymencie początkowo próbowały przyciągać uwagę matki poprzez gwałtowane ruchy czy wokalizację, ale wobec braku odpowiedzi z jej strony stawały się coraz bardziej spięte, czasami agresywne, aż w końcu zaczynały płakać. W tej fazie matka z powrotem włączała się w interakcję i używając głosu, dotyku, oraz intensywnego kontaktu wzrokowego, uspokajała szybko dziecko. Opisany eksperyment ilustruje, w jaki sposób niemowlę doświadcza stresu separacji, który nie musi być związany z opuszczeniem go przez matkę, ale z zaprzestaniem z nim interakcji, w tym kontaktu fizycznego. Co ciekawe, w późniejszym czasie eksperyment ten był modyfikowany[3] w taki sposób, że matka, pomimo utrzymywania nieruchomej twarzy i pozostawania w całkowitej ciszy, mogła dotykać dziecko. Okazało się, że w takich sytuacjach kobiety, które aktywnie modyfikowały dotyk, nie tylko były w stanie pozostawać w kontakcie z niemowlęciem, ale również obniżały poziom jego stresu (który mierzyli badacze). Jakkolwiek większość tego typu badań dotyczy diady matka–dziecko, istnieją również eksperymenty z udziałem ojców. Kiedy matka jest depresyjna, a ojciec niedepresyjny, to w znakomitej większości przypadków bardziej intensywna wymiana gestów dotyku i wokalizacji zachodzi między dzieckiem a mężczyzną[4].

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się