fbpx
Krystyna Kurczab-Redlich grudzień 2010

Miedwiediew, Chodorkowski i my

Cieszyć się przykazano: prezydent Federacji Rosyjskiej z oficjalną wizytą w Warszawie. Stwierdzenie, iż robi to dopiero w trzecim roku sprawowania urzędu i raczej dla rosyjskiego, niż polskiego interesu uchodzi za mało taktowne. Interes Rosji polega między innymi na tym, byśmy się jej nie pętali pod nogami na salonach unijnych, komplikując budowę Gazociągu Północnego.

Artykuł z numeru

Świętowanie. Rytuał czy rutyna?

Nieoczekiwanie bowiem – twierdził premier Putin we wrześniu – zażądaliśmy pogłębienia toru wodnego w pobliżu Szczecina, choć „jak się wydawało – sprawa była rozwiązana i uzgodniona”. Tak czy inaczej, w związku z Nord Streamem czeka nas seria polsko–rosyjskich uścisków dłoni. Ale jednak dobrze, że do tej wizyty doszło.

Nurtować może pytanie, na ile Miedwiediew jest tym, za kogo się podaje, a więc demokratą i liberałem, a na ile – przedłużeniem rąk Putina, który z demokracją i wolnością mając niewiele wspólnego, tłamsi opozycję w kraju i nie ugina karku przed liderami polityki światowej. Niczego bowiem tak nie pragnęliśmy, jak realizacji zapewnień Miedwiediewa, że przeprowadzi reformę systemu prawnego w Rosji, bo, jak twierdzi, „swoboda lepsza, niż niewola” i „demokracja nie potrzebuje przymiotników”, a „korupcję musi się zwalczyć”. Przenieśliśmy więc na nowego gospodarza Kremla pragnienia, by Rosja przestała być zdegenerowaną „demokracją sterowaną”, by sądy stały się niezawisłe i sprawiedliwe, by do mediów wróciła wolność słowa goszcząca tam w czasach Jelcyna.

Szybko przyszło się z tymi pragnieniami pożegnać. Demokrację zastąpił rosyjski neologizm: tandemokracja, autorytarny stwór o dwóch głowach. Jedną – wychyloną na Zachód – posłusznie głaszczą zachodni liderzy, przed drugą sami pokornie chylą głowy. Dzięki temu Miedwiediew może na Zachodzie pielęgnować wizerunek demokraty, naciski i szantaże przypisując Putinowi, a w samej Rosji jemu właśnie jako antyzachodniemu gwarantowi starych porządków pozostawiać trudne decyzje.

A więc na lepsze nie zmieniło się nic. Chyba tylko majątek miliarderów wzbogaconych państwowymi dotacjami w czasie kryzysu – na jego początku posiadali 75,9 miliardów dolarów, pod koniec 139. Na sporządzonej przez Transparency International w 2009 roku liście 178 państw o najmniejszej korupcji, Rosja zajmuje miejsce 154 (gorzej jest na przykład w Papui Nowej Gwinei). Kryzys nie skłonił władz do zmiany podejścia do gospodarki, a tylko wzmógł koncentrację kapitału w rękach elit. Najważniejsze decyzje państwowe zapadają w kręgu bliskim premierowi i nie podlegają ani politycznej, ani społecznej kontroli.

Praworządność? Michaiłowi Chodorkowskiemu, który w przyszłym roku miał wyjść na wolność po ośmiu latach łagru i więzienia, na podstawie sfałszowanych materiałów wytoczono drugi proces (jego adwokatkę próbowano otruć; sąd odmawiał uwzględnienia wniosków obrony, w tym wezwania na rozprawę autorów ekonomicznej ekspertyzy będącej podstawą oskarżenia, z których jeden to bezrobotny, a drugi – technik elektryk). W tym procesie prokuratorzy zażądali kary więzienia do 2017 roku. Syn Chodorkowskiego zorganizował wędrującą po parlamentach świata wystawę rysunków z procesu ojca. Inną wystawę rysunków z tego procesu stworzyli rosyjscy artyści. Obie przewędrowały już Waszyngton, Paryż, Brukselę, Berlin. Niemieccy parlamentarzyści zażądali, by polityczną ocenę procesu, a także jego prawną ekspertyzę wydali specjaliści unijni. A „FAZ” pyta wprost: Czy Miedwiediew (oponujący kiedyś przeciw zagrabianiu koncernu JUKOS) znajdzie dziś w sobie tyle męstwa, by ułaskawić Chodorkowskiego, o co prosi tak wielu, między innymi największe światowe organizacje praw człowieka, lider rosyjskiej „Solidarności” Borys Niemcow, czy petersburscy pisarze. Reakcja Miedwiediewa na werdykt sądu pokaże, jakie jest rozłożenie sił w Rosji, co ją czeka w 2012 roku i później.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się