fbpx
Anna Głąb maj 2010

Przewodnik nocą

Świat, w którym żyjemy, pisze Kołakowski, to epoka postoświecenia, czyli oświecenia, które obróciło swą broń przeciwko sobie. Rzekomo triumfalne zwycięstwo rozumu nad nierozumnością zrodziło w efekcie utratę rozumu charakteryzującą się zarówno silnymi przekonaniami (skąd prosta droga do fanatyzmu), jak i brakiem przekonań (skąd na zasadzie równi pochyłej zjeżdża się na poziom paraliżu umysłowego i moralnego).

Artykuł z numeru

Korporacja z ludzką twarzą

W mowie inaugurującej obrady VII Polskiego Zjazdu Filozoficznego w Szczecinie w 2004 roku profesor Leszek Kołakowski powiedział, że profesja filozofa ma wiele wspólnego z pracą zarówno śmieciarza, jak i klauna cyrkowego1. Wydaje się, że potwierdzeniem tego przekonania Kołakowskiego jest chociażby wydany jeszcze za jego życia zbiór tekstów z lat 1984–2008, wybrany i ułożony przez Zbigniewa Mentzla w tomie Czy Pan Bóg jest szczęśliwy i inne pytania. Profesor „sprząta” w nim świat, konceptualnie go porządkując, oddzielając prawdę od fałszu, mądrość od głupoty, dobro od zła, wolność od anarchii. Czynności „sprzątania” świata nie towarzyszy jednak zaciętość czy kasandryczna wieszczba. Myśli Profesora brak jakiejkolwiek agresywności czy wojowniczości. Nie pretenduje on także do miana proroka czy czarodzieja wyciągającego z rękawa odpowiedzi na każde pytanie. W niepokojach czasu naszego zachowuje pogodę ducha, co więcej, patrzy na rzeczywistość z życzliwą ciekawością, stara się pokazać dobre jej strony, aby w człowieku na skutek wszechogarniających ciemności nie umarło to, co dobre, aby nie umarła w nim wiara w sens świata – bądź co bądź – lawirującego po torach nie zawsze stabilnych i bezpiecznych. Profesor jako filozof spełnia więc rolę tak śmieciarza, jak i klowna cyrkowego. Niestrudzenie porządkuje świat za pomocą filozoficznych googli, nie traci jednak pogody ducha, wręcz przeciwnie – tę pogodę ducha wzbudza w innych ludziach, mówiąc, że sens jest i warto go szukać, jeśli się go utraciło na śliskich ścieżkach pomieszania i zamazywania pojęć.

Świat, w którym żyjemy, pisze Kołakowski, to epoka postoświecenia, czyli oświecenia, które obróciło swą broń przeciwko sobie. Rzekomo triumfalne zwycięstwo rozumu nad nierozumnością zrodziło w efekcie utratę rozumu charakteryzującą się zarówno silnymi przekonaniami (skąd prosta droga do fanatyzmu), jak i brakiem przekonań (skąd na zasadzie równi pochyłej zjeżdża się na poziom paraliżu umysłowego i moralnego). Profesor, kierując się własnymi doświadczeniami życiowymi, jest przekonany, że świat, w którym żyjemy, to świat wygnańców, uchodźców, uciekinierów, banitów, ludzi błąkających się bez nadziei na ujrzenie światła w tunelu. To świat, z którego nauka ostatecznie wygnała także Boga, a wraz z nim stabilny ład wartości. W świecie naszym nic nie jest pewne i raz na zawsze ustalone. Nic poza samą wędrówką w labiryncie, wejściami i wyjściami, fałszywymi drzwiami, potknięciami, ciągłym kluczeniem, brakiem światła i widoku nieba. W świecie, w którym wieczną wygraną miał być rozum, załamała się pewność nie tylko wiary, ale również niewiary. „Nieobecność Boga stała się stale otwartą raną europejskiego ducha”, pisze Kołakowski, ale „załamanie się chrześcijaństwa (…) okazało się niemal równoczesne z załamaniem się oświecenia”. Pozostała pustka i obojętność. Już nawet nie rozpacz, o której pisał Kierkegaard. Tymczasem, jak zauważa Profesor, dla żywotności kultury potrzebna jest zarówno wiara, jak i niewiara, jako dwie przeciwstawne, ale prawomocne postawy umysłowe i moralne. Kultura „potrzebuje skłócenia przeciwstawnych racji, racji absolutnie pewnych bowiem nie ma”. Kołakowski zdaje sobie sprawę z tego, że tak religia, jak i jej brak mogą prowadzić do niebezpiecznego fanatyzmu, jednak uważa, iż nie jest to droga nieuchronna. Zarówno ateiści, jak i teiści muszą się tu uderzyć w piersi, ponieważ w każdej z tych postaw możliwy jest zabobon. Scjentyści powinni pamiętać, że choć „nie istnieje żadne logicznie dopuszczalne przejście od wiedzy empirycznej (…) do nieskończoności, nie mówiąc już o przejściu do działającej celowo, osobowej opatrzności”, nie wyklucza to wiary w Boga. Teiści natomiast powinni mieć świadomość tego, że jeśli będą traktować Boga jak maszynę generującą przy zastosowaniu odpowiednich technik pożądane efekty, będą przyczyniali się do porażki chrześcijaństwa. Zarówno racjonalistyczny scjentyzm (zgodnie z którym kryterium jakości poznania jest bezbłędne stosowanie metod naukowych, w wyniku czego deprecjonuje się wartość wiary religijnej jako do tych metod się nie stosującej), jak i naukowa teologia (która – mieszając sfery sacrum i profanum – na drodze empirycznej dowodzi istnienia Boga) potrzebują oczyszczenia. Scjentyści nie mają prawa odmawiać zasadności intuicjom doświadczenia moralnego oraz religijnego, nawet jeśli nie mogą one sprostać ścisłym wzorcom poznania naukowego. Powinni raczej pamiętać o tym, że nawet same „zasady empiryzmu (…) nie są same sądami empirycznymi”, dlatego nie mogą być traktowane jako coś oczywistego.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się