fbpx
Joanna Petry Mroczkowka wrzesień 2008

Życie prawdziwe, nie wymyślone. Maryja świętej Teresy z Lisieux

Teresa z Lisieux – poza kontekstem bożonarodzeniowym – przywołuje w swoich pismach małego Jezusa, a nie o oseska czy niemowlę. Zachował się zresztą obrazek, najwyraźniej z czasów jej wczesnego dzieciństwa, przedstawiający wyobrażenie kilkuletniego chłopczyka z podniesioną do błogosławieństwa rączką podpisany „Jezus Teresy”. Z takim Bogiem-Dzieckiem Teresa Martin wchodzi w głęboką relację.

Artykuł z numeru

Co słychać w Radiu Maryja?

Dowiadujemy się właśnie, że Watykan podjął inicjatywę do tej pory niespotykaną –sponsoruje musical Maryja z Nazaretu. Sprawa cieszy się ogromnym zainteresowaniem, zaplanowano już  objazd tej inscenizacji po Europie, Ameryce Łacińskiej i Bliskim Wschodzie. Według watykańskiego mariologa ojca Stefana Di Fiores, który sprawował teologiczną opiekę nad utworem,  jest to wyraźna próba „uczłowieczenia” postaci Maryi, w zgodzie z dzisiejszą tendencją, aby nie tyle zajmować się Jej przywilejami, co ukazać Maryję jako „kobietę naszych czasów”, kogoś nam bliskiego.

Ponad sto lat temu myślała tak o Matce Jezusa młoda karmelitanka z klasztoru w Lisieux.

Można bezpiecznie stwierdzić, że współczesne Teresie Martin  praktyki duszpasterskie  wywiedzione z kultu Maryi, duchowy klimat panujący wokół Bożej Rodzicielki nie wzbudzały jej entuzjazmu. Teresa pod koniec życia mówiła wprost, że chciałaby być kapłanem, aby móc głosić kazania o Maryi. I nie jest to zaraz dowodem na jej walkę o święcenia kobiet! Kazania, mówiła,  przedstawiają Maryję tak wysublimowaną, oddaloną poprzez cudowność i wyjątkowość, iż ludziom nie przychodzi w ogóle do głowy, że mogliby Ją naśladować. „Aby kazanie o Maryi mogło mi się spodobać i przynieść mi pożytek, muszę ujrzeć przed sobą Jej życie, jakim było naprawdę, a nie jakieś życie wymyślone. Jestem przekonana, że Jej prawdziwe życie musiało być zupełnie proste. Przedstawia się Ją tak, że nie można się do niej zbliżyć”[1].

Katolicyzm drugiej połowy XIX   Teresa odczuwa jako zbyt oderwany od Pisma Świętego. Warto tu może wyrazić podziw dla wizji teologicznej młodej karmelitanki, której zasługi w tym zakresie w stulecie śmierci przypieczętował  Jan Paweł II, przyznając jej tytuł Doktora Kościoła. Stała na stanowisku, że nie należy opowiadać  „o rzeczach nieprawdopodobnych albo o rzeczach, o których nic nie wiadomo”[2]. Dawała przykłady. Za czysty wymysł uważała na przykład twierdzenie, że Matka Boża nie znała cierpień fizycznych. Nie sądziła, żeby jako trzyletnie dziecko „poszła do świątyni ofiarować się Bogu w uczuciach płonących miłością i nadzwyczajną gorliwością”. Przypuszczała natomiast, że Maryja udała się tam  „po prostu z posłuszeństwa dla swoich rodziców”. Nie przekonywały jej nauki niektórych duchownych, wedle których od momentu wypowiedzenia przez Symeona proroczych słów Najświętsza Dziewica miała bezustannie przed oczami mękę Jezusa. Według Teresy chodziło raczej o przepowiednię przyszłości[3]. Domniemywała, że gdyby prowadzenie zwykłego życia przez Józefa i Maryję nie było zamysłem Bożym, zamiast uciekać do Egiptu zostaliby tam przeniesieni w cudowny sposób. Dowodziła, że Matka Boga narażona była na wszelkie życiowe trudy.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się