fbpx
Joanna Mueller czerwiec 2012

Światłość poezji #4

Dzisiaj ten cichy, głęboki i niepowtarzalny głos poetycki jest słyszalny o wiele pełniej niż wtedy. Miłobędzka stała się mistrzynią dla wielu młodych twórców, dostrzeżono jej rolę w umacnianiu nurtu awangardowego w XX-wiecznej poezji (ona sama zapewne wolałaby mówić o „sztuce niemożliwej”, tak jak jej poetycki pobratymiec Tymoteusz Karpowicz), przede wszystkim jednak doceniono absolutnie niepodrabialny charakter pisma poetki.

Artykuł z numeru

Jak pamiętamy o Żydach?

Jak pamiętamy o Żydach?

1. Zapytana o to, „jakie jest miejsce Miłobędzkiej na mapie polskiej poezji współczesnej”, mogę odpowiedzieć jedynie przewrotnie: mniej więcej takie, jak miejsce Margonina koło Chodzieży (gdzie w czerwcu osiemdziesiąt lat temu urodziła się poetka) na mapie Polski. Ten pełen wyciszonej magii i niespotykanej mądrości zakątek „trudnego lasu” ginie gdzieś wśród krzykliwych poetyckich metropolii i naszpikowanych atrakcjami miejscowości zwiedzanych przez tłumy czytelników. Miałam to szczęście, że urodziłam się w niedalekiej od Margonina Pile i już jako licealistka trafiłam w osiedlowej bibliotece na tomiki Krystyny Miłobędzkiej (a trafiwszy na nie – zakochałam się w tej poezji od pierwszego czytania). Wówczas mało kto wiedział lub pamiętał, że autorka takich książek jak Pokrewne (1970) czy Dom, pokarmy (1975) w ogóle istnieje – było to bowiem przed rokiem 2000, kiedy to wrocławskie Biuro Literackie przywołało poetkę do obecności, wydając jej tom Imiesłowy (a w kolejnych latach zadbało o przyznanie Miłobędzkiej należnego jej miejsca w kanonie literatury). Dzisiaj ten cichy, głęboki i niepowtarzalny głos poetycki jest słyszalny o wiele pełniej niż wtedy. Miłobędzka stała się mistrzynią dla wielu młodych twórców, dostrzeżono jej rolę w umacnianiu nurtu awangardowego w XX-wiecznej poezji (ona sama zapewne wolałaby mówić o „sztuce niemożliwej”, tak jak jej poetycki pobratymiec Tymoteusz Karpowicz), przede wszystkim jednak doceniono absolutnie niepodrabialny charakter pisma poetki. Pisma jednocześnie ascetycznego i wieloznacznego, zamkniętego na chaos i otwartego na możliwości języka, skupionego w sobie, nawet wycofanego, a zarazem hucznie rozsadzającego zeskorupiałe sztampy mowy potocznej.

2. Spośród utworów Miłobędzkiej najbliższe mi są wiersze macierzyńskie, domowe, intymne, zgromadzone w jej starszych tomach: Pokrewne (1970) i Dom, pokarmy (1975). Sądzę, że nikt dotąd w polskiej poezji (a nieliczne poetki w literaturze światowej) nie wyraził doświadczenia macierzyństwa tak trafnie jak ona. Trudno byłoby mi wybrać jeden najważniejszy wiersz, ponieważ jedną z cech ascetycznej twórczości Miłobędzkiej jest to, że poszczególne utwory (zwykle składające się z zaledwie kilku wersów, często pozbawione tytułu) rzadko kiedy stanowią osobne całości czy zamknięte koncepty. To raczej poetycka opowieść rozpisana na kolejne akty wdechu i wydechu, akty strzeliste otwierające prześwity w tkance rzeczywistości. Być może najbardziej wstrząsnął mną wiersz poświęcony Sylvii Plath („zgubiona i przywiązana…”), w którym widać rozpaczliwą szarpaninę matki i poetki między perspektywą zamknięcia („w klatce domu, w klatce ławki, w klatce parku”, „klaustrofobia języka który dotknął ściany”) i otwarcia („ona / otworzyła gaz, musiała raz coś otworzyć naprawdę”). Miłobędzka, która sama jest matką i poetką, współczuje Plath: „gdy budowałaś z klocków te długie powykręcane korytarze i małe pokoje, pewnie wtedy zużyłaś całą swoją / czułość, teraz nie masz czym gospodarzyć”. Na szczęście sama Krystyna Miłobędzka nigdy swej poetyckiej czułości nie zużyła, dzięki czemu mogę bez przesady powiedzieć, że – przynajmniej dla mnie – jest najważniejszą polską poetką.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się