fbpx
Magdalena Wrana kwiecień 2016

„Uczta ziemska, uczta niebiańska”

Florencja ma wymiar inicjacji – spotkanie z nią jest lekcją piękna w czystej postaci, oślepiającą równie mocno co ciepłe, rozmyte światło, dające efekt malarskiego sfumato w naturze, odbijające się w Arno.

Artykuł z numeru

Czarnobyl – eksplozja wolności

Czarnobyl – eksplozja wolności

Z połówką pomarańczy Brunelleschiego, najeżony wieżami Bargello, dzwonnicą Giotta, dostojeństwem gotyckich i renesansowych pałaców, z białą czapką San Miniato al Monte miejski krajobraz zapada głęboko w pamięć, czy patrzy się nań z wysokości Fiesole czy sponad alabastrowych nagrobków cmentarza powyżej San Miniato, czy może ze szczytu kopuły mistrza florenckiego renesansu. Kto doświadczył spotkania z Florencją, ma swoje miejsce tajemne, od którego wszystko się zaczęło. Dla Ewy Bieńkowskiej tym inicjacyjnym zetknięciem była kontemplacja majestatycznego fresku Taddea Gaddiego w klasztorze Santa Croce, zatytułowanego Drzewo życia, wraz z pierwszym florenckim przedstawieniem Ostatniej Wieczerzy, której malarskim realizacjom poświęci autorka drugą z historii florenckich (ja zaś nigdy nie zapomnę pierwszego zachwytu nad ogromnym Ukrzyżowaniem Perugina w kapitularzu byłego klasztoru Santa Maria Maddalena dei Pazzi, poprzedzonego zejściem do piekielnych czeluści podziemnych korytarzy).

Lektura Historii florenckich Ewy Bieńkowskiej skłania do osobistych refleksji i wspomnień, bo niezwykle osobista i równie namiętna co samo miasto jest to książka.

Ci, którzy znają ojczyznę Wawrzyńca Wspaniałego, z zaskoczeniem odkryją miejsca nowe, nieoczywiste na turystycznej mapie florenckich cudów, a także odmienny, świeży punkt widzenia na dzieła sztuki, poddane wnikliwej obserwacji. Dla tych zaś, którzy jeszcze Florencji nie doświadczyli, stanowi znakomite wprowadzenie i przygotowanie do wizyty, zachęcając do równie indywidualnego spotkania ze stolicą Toskanii i z jej wyrafinowanym pięknem. „Zaczarowane słowo »bellezza!« – z wykrzyknikiem, owszem, nadużywanym we Włoszech – bierze się równocześnie z urzeczenia i poczucia zwyczajności. Piękno chodzi po ziemi, istnieje w postaci kobiety, architektury, malowidła; wydaje się, że mieszkańcy rzadziej stosują je do określania natury” – pisze Bieńkowska (s. 13). Dlatego właśnie prowadzi nas ona cierpliwie ulicami miasta, z pietyzmem zwracając uwagę na każdy wart odnotowania szczegół i wtajemniczając w sekrety Ruskina, o jakiej porze światło najpełniej wydobywa piękno z dzieł. To wraz z nią przeglądamy się w twarzach florentczyków dzisiejszych i tych z przeszłości, uwiecznionych na płótnach i plastycznie opisanych słowem, budującym pomost między wrażliwą empatią piszącej a doświadczeniem czytelników. Najpełniej wrażliwość ta objawia się w subtelnym nasyceniu kolorów w kontemplacji Ostatniej Wieczerzy Perugina z Fuligno czy w wyrafinowanej analizie ludzkich postaw i emocji apostołów w obliczu zapowiedzi zdrady w przesyconym aurą nieodwracalnego pęknięcia fresku Andrei del Castagno w refektarzu Sant’Apollonia.

Florencja Bieńkowskiej to głównie ta doby quattro- i cinquecento, bowiem „Florencja, ta, która sprawia nam dzisiaj radość, budowana była głównie między XIV a XVI wiekiem” (s. 51). To Florencja Medyceuszy, zwłaszcza Wawrzyńca Wspaniałego, to miasto platońskiego kręgu filozofów, z Ficinem na czele, to kolebka malarskiego kunsztu z plejadą malarzy, wśród których prym wiodą Giotto, Masaccio, Ghirlandaio, Castagno; to wreszcie teatr politycznych zmagań, ojczyzna Guicciardiniego, Machiavellego i świadek działalności Savonaroli; Florencja badaczy, Burckardta, Berensona, Florencja podróżników, Shelleya, Ruskina, Jamesa, Forstera, na koniec Florencja walczących o jej ocalenie Procacciego i Baldiniego.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się