fbpx
Antoni Szwed kwiecień 2016

Intymny Kierkegaard

Świderski zderza ze sobą Witolda Gombrowicza i Fryderyka Nietzschego z Sorenem Kierkegaardem. Do wszystkich trzech myślicieli ma osobisty stosunek i wyraźnie sympatyzuje z ich wyobcowaniem, duchowo do nich przystając.

Artykuł z numeru

Czarnobyl – eksplozja wolności

Czarnobyl – eksplozja wolności

Mamy kolejną w języku polskim książkę o Kierkegaardzie. Tym razem jej autorem jest Bronisław Świderski, polski emigrant, który od ponad 45 lat żyje w Danii. Jak sam we wstępie przyznaje, nie jest zawodowym filozofem ani teologiem – lecz pisarzem, który po przyjeździe do ojczyzny autora Albo–albo zafascynował się jego twórczością.

To bardzo osobista książka, napisana żywym językiem – lektura, którą czyta się z przyjemnością. Czepiam się Kierkegaarda jest zbiorem esejów (oprócz Kierkegaard i Budda) opublikowanych już wcześniej i przy różnych okazjach, ale po latach znacznie zmodyfikowanych, rozbudowanych z nowo dodanymi przemyśleniami i, przynajmniej w niektórych przypadkach, zredagowanych w sposób bardziej finezyjny i zniuansowany niż to było w pierwotnych wersjach.

Świderski przyznaje, że Kierkegaard był mu bliski, wiele się od niego nauczył, ale ten przyjazny i ciepły stosunek do Duńczyka zmieniał się wraz z upływem lat.

Z zamieszczonych esejów na szczególną uwagę zasługują dosyć zaawansowane rozważania na temat powtórzenia, jednej z fundamentalnych kategorii Kierkegaardiańskiej filozofii egzystencji. Świderski przekonująco pokazuje, jak bardzo jej znaczenie odbiega od potocznego pojmowania tej kategorii jako prostego odtworzenia tego, co minęło. Polskiego czytelnika z pewnością zainteresują refleksje na temat społecznej działalności Mikołaja Grundtviga (1783–1872), twórcy ludowych „szkół dla życia” (folkehojskolen). To postać mało znana w Polsce, a przecież nietuzinkowa. Zakładał narodowe szkoły, w których Duńczycy mieli uczyć się samorządności, współpracy z innymi i ciągle dokształcać się w różnych przydatnych dziedzinach. Grundtvig uczył szacunku wobec historycznego dziedzictwa Danii, a także dowartościowywał język duński, który w I połowie XIX w. bardzo się rozwinął. Ponadto założyciel szkół ludowych był zwolennikiem chrześcijańskiej demokracji, czemu z kolei przeciwstawiał się Kierkegaard, głosząc wyższość jednostki ludzkiej w stosunku do każdej wspólnoty, także narodowej.

Świderski wnosi swój wkład w toczącą się od pewnego czasu, także w literaturze polskiej, dyskusję na temat znaczenia i roli licznych pseudonimów w twórczości Kierkegaarda. Złożoność tej debaty możemy śledzić w eseju Dar: albo jak wygląda pseudonim?. Autor Czepiam się Kierkegaarda opowiada się za „horyzontalnym rozumieniem” pseudonimów, co miałoby znaczyć, że w zamyśle Kierkegaarda wszystkie punkty widzenia reprezentowane przez autorów pseudonimowych były „równie ważne” (s. 115). Zasadniczo różni się ono od rozumienia wertykalnego, w którym chodzi o dotarcie do najwyższego rodzaju i stopnia ludzkiej egzystencji, czyli egzystencji chrześcijańskiej. Świderski przytacza szereg argumentów z różnych sfer. Wskazuje na fakt, że autorzy pseudonimowi nie reprezentują wyraźnie określonych środowisk, zawodów ani wspólnot narodowych, religijnych, lecz zostali wybrani w sposób abstrakcyjny dla ożywienia pewnych idei, wprowadzenia określonych narracji i sposobów interpersonalnej komunikacji. Tu Świderski posługuje się pojęciami zaczerpniętymi z praktyki sądowniczej (duplika, replika, oskarżenie, obrona), ale także handlowej (kupno, sprzedaż), by pokazać polifoniczny dialog pseudonimów. Skutek tego jest taki, że nie niosą one ze sobą ostatecznej prawdy, lecz raczej słabsze lub mocniejsze przekonanie o tym, że żaden z nich nie ma racji, tym bardziej wobec Boga. Według Świderskiego za pomocą pseudonimów Kierkegaard ukazuje nam człowieka jako tego, który może być zarazem okrutnikiem, jak i ofiarą, bo nie mając nigdy racji wobec Abolutu, nie zna prawdy. Wszystkie ludzkie racje są pozorne i służą jedynie wzmocnieniu swojej władzy nad innymi. Autor Czepiam się Kierkegaarda chciałby raczej widzieć w wielkim Duńczyku nihilistę niż tego, który uparcie przez całe życie dążył do swojego najwyższego celu, jakim było pokazanie wszystkich warunków egzystowania w prawdzie przed Bogiem. Przyznać trzeba, że ta argumentacja nie jest szczególnie przekonująca.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się