fbpx
(fot. Wedding Photography / Unsplash)
Michał Rogalski październik 2011

Godne, bo płodne. Seks małżeński w doktrynie Kościoła katolickiego

Małżonkowie stosujący antykoncepcję spotykają się z zarzutem źle uformowanego sumienia i wykraczania przeciw prawu Bożemu. Czy obecne stanowisko Kościoła katolickiego w sprawie antykoncepcji jest jedynym możliwym na gruncie katolickich założeń? Czy nie jest to forma przemocy argumentacyjnej, o której trudno powiedzieć, że kształtuje prawe i prawdziwe sumienie?

Artykuł z numeru

Piękni dwudziestoletni idą po władzę

Piękni dwudziestoletni idą po władzę

Seks w ujęciu etyki katolickiej nie jest sferą, gdzie reguły stwarzają się same, zupełnie spontanicznie. Sferą, której można nie poświęcać refleksji, zakładając, że sama z siebie rozwija się wspaniale. W związku z aktywnością seksualną człowieka pojawiają się pytania o to, co jest dobre, co jest moralne, co służy samemu człowiekowi. Pojawia się też automatycznie potrzeba określenia i wykluczenia tego, co jest złe.

Katolicka etyka seksualna zakłada, że odpowiedzi na te pytania nie można zostawić jedynie sumieniu jednostek. Dopiero bowiem „sumienie dobrze uformowane jest prawe i prawdziwe” (KKK, 1783). Formacja sumienia wymaga zaś pewnych określonych norm ogólnych, które Kościół podaje – jak sam twierdzi – w oparciu o słowo Boże (Ewangelię) i refleksję rozumu.

Kościół katolicki stwierdza, że współżycie seksualne może być godziwe jedynie w małżeństwie (por. KKK, 2360–2400). Na tym jednak nie koniec. Etyka katolicka wychodzi od przesłanki, że samo małżeństwo nie gwarantuje jeszcze godziwości współżycia seksualnego. To intuicyjnie wydaje się oczywiste. Jeśli któreś z małżonków stosuje przemoc fizyczną lub psychiczną wobec drugiego małżonka i wbrew niemu, każdy zgodzi się, że nie jest to działanie dobre i moralne.

Kościół katolicki nie tylko dopatruje się jednak niemoralności w takich powiązanych z przemocą działaniach, ale uznaje za złe wszelkie współżycie pozytywnie obezpłodnione. Wyklucza tym samym wszelkie akty seksualne z zastosowaniem sztucznych form antykoncepcji. To stanowisko jest powszechnie znane i równie powszechnie uznawane za niezwykle rygorystyczne. Co więcej, taki kształt oficjalnej doktryny stanowi żywotny problem dla wielu katolickich małżonków. Z religijnego punktu widzenia uciekanie się do użycia sztucznych środków antykoncepcyjnych jest równoznaczne z popełnieniem grzechu, i to w większości wypadków grzechu ciężkiego, śmiertelnego, który „niszczy miłość w sercu człowieka wskutek poważnego wykroczenia przeciw prawu Bożemu” (KKK, 1855).

Małżonkowie stosujący antykoncepcję, nawet jeśli w sumieniu nie czują, że popełniają grzech, podpadają pod zarzut źle uformowanego sumienia i zdaniem Kościoła obiektywnie wykraczają przeciw prawu Bożemu, a więc nie powinni przystępować do komunii. Jeśli zaś przyznają się publicznie do stosowania sztucznej antykoncepcji, sieją ponadto zgorszenie. Bardzo często zarzuca się im również nieznajomość i ignorowanie nauki Kościoła, zakładając, że argumenty za odrzuceniem sztucznej antykoncepcji są bez zarzutu i przemawiają do każdego wierzącego i myślącego człowieka.

Nie zgadzam się z takim ujęciem sprawy. Po pierwsze, nie uważam, żeby przesłanki, na których zbudowana jest katolicka etyka seksualna, były niepodważalne, a sposoby argumentacji zupełnie bez zarzutu. Jeśli  jest tak, jak podejrzewam, to – po drugie – odgórne i kategoryczne odsądzanie od czci i wiary katolików stosujących sztuczną antykoncepcję stawia doktrynę moralną Kościoła ponad indywidualnym sumieniem, a przecież – jak naucza katechizm, cytując ustalenia II Soboru Watykańskiego – „Człowiek ma prawo działać zgodnie z sumieniem i wolnością, by osobiście podejmować decyzje moralne. »Nie wolno więc go zmuszać, aby postępował wbrew swojemu sumieniu. Ale nie wolno mu też przeszkadzać w postępowaniu zgodnie z własnym sumieniem, zwłaszcza w dziedzinie religijnej«” (KKK, 1782). Katolicka etyka seksualna opiera się wszak nie tylko na rozważaniach czysto rozumowych, ale głównie na normie personalistycznej zakorzenionej w przykazaniu miłości. Ufundowanie na Ewangelii powoduje, że wiele konkretnych rozwiązań ma wprost proweniencję religijną (a nie na przykład biologiczną). Poza tym małżeństwo jest sakramentem, a akty małżeńskie jedną z form jego realizacji. W związku z tym nie można twierdzić, że mówiąc o seksie małżeńskim, nie znajdujemy się na płaszczyźnie religijnej.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się