fbpx
Michał Cetnarowski Czerwiec 2014

Sherlock Holmes, czyli pokusa racjonalizmu

Światy wszystkich literackich Holmesów to fantazmaty racjonalizmu, bajkowe neverlandy. Kryminały tylko pozornie przynależą do królestwa literatury realistycznej: prawdziwe na poziomu detalu, opowiadają swoją narrację o metafizycznych mechanizmach napędzających tryby materialnej rzeczywistości.

Artykuł z numeru

Praca

Praca

Jedni mówią, że urodził się w styczniu, inni, że w czerwcu, choć zgadzają się co do tego, że miało to miejsce równo 150 lat temu. Umierał także co najmniej dwa razy – raz w 1891, w spienionych wodach wodospadu, drugi raz już na emeryturze w 1929 r., choć jego najbardziej zagorzali wyznawcy nie dają wiary i tej dacie. Jak na niepoślednie bóstwo popkultury przystało, ma nawet swoje apokryfy, pisane przez ghostwritterów w liczących się europejskich gazetach epoki fin de siècle’u. Jaka jest największa, bo nierozwiązana przez Wielkiego Detektywa, tajemnica popularności Sherlocka Holmesa?

Poszlaka pierwsza

Arthur Conan Doyle, literacki ojciec Sherlocka, napisał łącznie cztery powieści i pięćdziesiąt sześć opowiadań z Holmesem w roli głównej. Nie jest to może mało – ale czy tłumaczy ponadstuletnią karierę tego największego z detektywów, którego sława daleko przebiła inne dokonania jego twórcy? Do dnia dzisiejszego Holmes stał się bohaterem ponad dwustu pięćdziesięciu filmów (ponad 1,5 filmu na rok!; pierwszą trzydziestosekundową etiudę nakręcono już w 1900 r.), kilkuset słuchowisk radiowych i stanowił inspirację dla niezliczonej liczby pisarzy.

W ostatniej dekadzie daje się zresztą zauważyć jeszcze większe zainteresowanie tą postacią. Brytyjczyk Guy Ritchie nakręcił w Hollywood dwa wysokobudżetowe filmy o Holmesie, które zarobiły na świecie łącznie ponad miliard dolarów. Gregory House, opryskliwy lekarz-geniusz i bohater jednego z najpopularniejszych seriali ostatniej dekady, jawnie wzorowany był na postaci detektywa. Brytyjski serial BBC o mało wyszukanym tytule Sherlock, który uwspółcześnił postać do realiów XXI w., czasu Twittera, blogów i wszechobecnej sieci, od 2010 r. dorobił się już trzeciej serii, zaś liczba jego zaprzysięgłych miłośników, roztrząsających na specjalistycznych forach każdy fabularny szczegół, idzie w tysiące. A to tylko szczyt góry lodowej. Nie wydaje się, żeby podobna, niesłabnąca przez wiek popularność mogła być tylko wynikiem umiejętnej gry marketingowej wydawców i producentów. Skąd więc się bierze?

Pierwszy z tekstów Arthura Conan Doyle’a o Wielkim Detektywie – powieść Studium w szkarłacie – ukazał się w 1887 r. Zaskakującą także dla jego twórcy popularność Holmes zyskał jednak dopiero trzy lata później, kiedy trafił na łamy „Strandu”, groszowego magazynu dla londyńskiej klasy robotniczej. Już wkrótce kolejne przygody detektywa rozchodziły się jak parasole w deszczowy londyński wieczór, a ich bohater zaczął żyć własnym życiem. Gdy Doyle w 1893 uśmiercił go, uznając, że prawdziwa literacka wielkość czeka na niego gdzie indziej, tysiące czytelników przywdziało żałobę i zaczęło bojkotować magazyn, narażając go na poważne straty. Sherlock Holmes wydawał się zbyt prawdziwy – prawdziwszy od jego twórcy – by mógł, ot tak, po prostu umrzeć w kolejnym z opowiadań.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się