fbpx
Paweł Grad Styczeń 2014

Spór o dziedzictwo Konstantyna

Nie da się wywieść zmian linii redakcji z decyzji edytorskich. Jednak usunięcie znaku cesarza Konstantyna z okładki chyba najważniejszego formacyjnego czasopisma polskiej inteligencji katolickiej ma głęboką wymowę symboliczną.

Artykuł z numeru

Wojna

Wojna

IN HOC SIGNO VINCES – Konstantyńska chryzma podpisana tymi słowami widniała od pierwszego numeru miesięcznika „Znak” na czwartej stronie okładki. Słowa ujrzane we śnie przez Konstantyna znikają z okładki miesięcznika wraz z pierwszym numerem w roku 1964 – w momencie gdy na Soborze trwa debata nad schematem konstytucji dogmatycznej o Kościele Lumen gentium; zastępują je nie mniej starożytne, choć zapewne nie tak wojownicze, litery „alfa” i „omega” po dwóch stronach nieco uproszczonego symbolu. Ten ma jeszcze krótszy żywot niż poprzednik: na jego miejsce w styczniowym „Znaku” z roku 1966, zaraz po zamknięciu obrad Vaticanum II, wkraczają skromne przypomnienia najważniejszych artykułów drukowanych w poprzednich numerach.

Nie da się wywieść zmian linii redakcji z decyzji edytorskich. Jednak usunięcie znaku cesarza Konstantyna z okładki chyba najważniejszego formacyjnego czasopisma polskiej inteligencji katolickiej ma głęboką wymowę symboliczną: oto rezygnuje się z czytelnego znaku walki o chrześcijaństwo w dramatycznych warunkach socjalistycznej Polski i sekularyzującej się Europy. Decyzja ta zapada w czasie, gdy w Rzymie Kościół katolicki próbuje raz jeszcze zdefiniować swoją tożsamość – chciałoby się uznać ten krok za reakcję redaktorów na samookreślenie Kościoła, któremu starali się służyć.

Na co wskazuje „Znak”, gdy nie nosi na sobie znaku, pod którym się zwycięża?

Symboliczna interpretacja zniknięcia symbolu Konstantyńskiego zwycięstwa z okładki krakowskiego miesięcznika sama w sobie jest tylko ryzykowną hipotezą. By zrozumieć, co tak naprawdę mogłaby ona znaczyć, należy prześledzić proces ewolucji, jaką przeszedł w czasie Soboru dyskurs katolicko-inteligenckiego środowiska skupionego wokół „Znaku”. Doprowadził on do wykształcenia się tożsamości środowiska związanego z miesięcznikiem oraz „Tygodnikiem Powszechnym”. Tożsamość ta została nazwana „katolicyzmem otwartym”.

Katolicyzm otwarty ukonstytuował się przez podwójne odróżnienie: w planie historycznym przez zerwanie z poprzednimi formami katolickiej egzystencji; w planie społecznym przez zdystansowanie się od „góry” i „dołu” społeczności katolickiej, tzn. hierarchii i ludu połączonych w obrazie obozu narodowo-katolickiego. Oba odróżnienia zostały na siebie nałożone i sprzężone. Doprowadziło to do zbudowania katolickiego dyskursu opartego na rozróżnieniach zewnętrznych i przygodnych względem wewnątrzkościelnej hermeneutyki, również tej zawartej w dokumentach II Soboru Watykańskiego.

Vaticanum II stało się dla środowiska „Znaku” inspiracją do skonstruowania języka rozbieżnego, a miejscami sprzecznego, z tekstami soborowymi. By zilustrować postawioną wyżej diagnozę, zajmę się interpretacją Soboru dokonaną w latach 60. w środowisku „Znaku”. Ustalone wtedy kategorie wiążą dyskurs katolicki aż do dziś.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się