fbpx
Wojciech Orliński wrzesień 2013

Lepszego jutra nie będzie?

Wyobraźmy sobie, że w październiku 1989 r., kiedy ukazał się tamten pamiętny numer „Znaku” poświęcony peerelowskiej cenzurze, ktoś w kryształowej kuli zobaczyłby rok 2013, w którym wszelka korespondencja przechodzi przez automaty cenzorskie. Komu spodobałby się taka przyszłość? Chyba odrzuciliby ją nawet dzisiejsi entuzjaści „demokracji na Facebooku”, „obywatelskiej blogosfery”, „twitterowych rewolucji” i tym podobnych banialuków, które cyberkorporacje wymyślają dla poprawiania swojego image’u.

Artykuł z numeru

Ateizm i 6 innych ważnych pytań

Ateizm i 6 innych ważnych pytań

W latach 1841-1842 Karol Marks, wówczas młody liberalny publicysta, napisał serię tekstów na temat wolności słowa, bardzo kłopotliwych dla wielu osób. W pierwszej kolejności oczywiście dla samego Marksa, teksty te bowiem ciągle były kwestionowane przez cenzurę. Pierwszy i najbardziej znany z nich, Uwagi do instrukcji pruskiego rządu o cenzurze, miał się pierwotnie ukazać w Dreznie, ale zatrzymała go cenzura saska. Ukazał się więc w Nadrenii, która w pruskiej monarchii początkowo pełniła rolę „najweselszego baraku w obozie”. Jak się okazało, aż taki wesoły ten barak jednak nie był, pruski rząd w końcu zamknął publikujące te herezje pismo „Rheinische Zeitung”, a samego Marksa zmusił do emigracji. Dla niego te teksty też były bardzo kłopotliwe, cieszyły się żywym odzewem wśród liberalnie nastawionego mieszczaństwa w całych Niemczech.

Wygnanie uderzyło w rząd rykoszetem. W Paryżu Marks zyskał międzynarodową sławę młodego rewolucjonisty. Podczas rewolucji 1848 r. wrócił do Niemiec, by wydawać „Neue Rheinische Zeitung”, pismo jeszcze bardziej wywrotowe i jeszcze bardziej kłopotliwe; do tego stopnia wywrotowe i kłopotliwe, że pisanie o nim oddalało by nas od tematyki cenzury i wolności słowa.

Teksty młodego Marksa były też nieustającym problemem dla reżimu, który twierdził, że próbuje wcielać w życie marksistowską filozofię. A przecież sam Marks krytykował jeden z filarów tego reżimu – instytucję cenzury. Dopiero stawiał pierwsze kroki w tej sztuce, dlatego aforyzm „Cenzurowana prasa jest zła nawet gdy przynosi dobre produkty” nie dorównuje, powiedzmy, jedenastej tezie o Feuerbachu. Mimo to można sobie wyobrazić jak potężnie brzmiało to zdanie w PRL-u, zwłaszcza gdy zaraz potem ktoś przytaczał źródło cytatu.

Z drugiej strony, teksty młodego Marksa są też problemem dla myślicieli krytykujących marksizm z pozycji liberalnych, jak choćby Isaiah Berlin. Marks bronił wolności prasy nie jako wartości samej dla siebie i nie jako środka służącego innym celom, lecz jako elementu wolności jako takiej (Freiheit ohne Familiennamen). Gdyby zapomnieć o nazwisku autora, stanowiłyby piękny dokument filozofii liberalnej.

Oczywiście o tym akurat nazwisku zapomnieć nie sposób. W związku z tym pojawia się pytanie, w którym dokładnie momencie Marks przestał być liberałem, a stał się marksistą? Kronikarza zadowoliłaby odpowiedź, że stało się to gdzieś między 1843 a 1844 r. Liberalnego filozofa, jak wspomniany właśnie Berlin, niepokoi jednak to, że w pismach Marksa nie widać nagłej przemiany. Widać raczej ciągłość myśli. Marks nigdy nie porzucił liberalnych ideałów wolności. Po prostu w pewnym momencie doszedł do wniosku, że nie da się ich wcielić w życie w kapitalizmie.

Jednym z tych przełomowych tekstów, w których widać w nim jednocześnie liberała i socjalistę, są uwagi dotyczące pruskiego prawa leśnego. Zgodnie z nim właściciel lasu miał jednocześnie dbać o swoje dobra i egzekwować prawa na swoim terenie. W efekcie prawo przestawało być, jak w heglowskiej wyidealizowanej wizji państwa, tylko neutralnym arbitrem między różnymi interesami społecznymi – prawo jednoznacznie opowiadało się po stronie wąskiej grupki posiadaczy wielkich majątków, w skład których wchodziły także lasy, przeciwko wszystkim innym, którzy w tym lesie zbierali chrust, grzyby czy po prostu spacerowali.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się