fbpx
Przemysław Czapliński lipiec-sierpień 2012

Od konwencji do prawdy

Oczekuję od powieści, że poprzez dowolne doświadczenia, o których opowie, pomiesza nam szyki. Że opowiadając świat, pokaże nam język

Artykuł z numeru

Polska przeprasza za powieść

Polska przeprasza za powieść

W tekście Wita Szostaka dwie rzeczy są wartościowe, a jedna zagadkowa. Wartościowa, a nawet godna zazdrości jest namiętność ataku oraz – uzasadniająca polemikę – wiara w powieść. Zagadkowe zaś wydają się poglądy na jej temat.

Zagadką jest zarzucanie polskiej powieści metafikcyjnego charakteru oraz domaganie się prozy filozoficznie głębokiej, a przy tym literacko niewinnej. Autor broni rangi powieści przed zalewem niepowagi, a jednocześnie staje w obronie fikcji jako wartościowego – niedającego się wymienić na dokument, esej, reportaż czy tekst naukowy – przekazu prawdy. Uznaje zabawy literackie za głównego winowajcę, więc naprzeciw powieściowej ludyczności stawia wielką i czystą formę.

Żądania są sprzeczne, bo Wit Szostak chce, by powieść pozostała powieścią, a jednocześnie była nieprzesadnie literacka; chce, by była czysta, a jednocześnie społecznie doniosła; chce, by zachowała swoją fikcyjność, a zarazem przekazywała głębokie prawdy. Właśnie jednak w tych sprzecznościach dostrzegam doraźne zwieńczenie sporów o literaturę ostatniego okresu. Tekst Szostaka sumuje bowiem wyzwania, przed którymi stawała powieść polska od połowy lat 80. W największym skrócie rzecz ujmując, od powieści w pierwszej dekadzie (mniej więcej do połowy lat 90.) oczekiwano, by była literacka, w dekadzie następnej (do Wojny polsko-ruskiej i Lubiewa) – by była zaangażowana, natomiast na przełomie pierwszej i drugiej dekady XXI w. dominuje oczekiwanie, by wchłonęła prawdę.

W kontekście owych oczekiwań teza mojego artykułu brzmi następująco: prawdziwym przedmiotem poszukiwań twórców w nowym okresie było rozpoznawanie zmiennych reguł zbiorowego porozumienia i wynajdywanie sposobów skutecznego wtrącania się w społeczną komunikację. „Skutecznie wtrącać się” oznacza jedno z dwojga: albo zyskać dostęp do stanowienia zasad komunikacji, czyli wyznaczania tego, co ważne i nieważne; albo zakłócać funkcjonowanie zasad, których się nie ustanawia.

Pierwsze wyzwanie pojawiło się u schyłku lat 80. Jego podstawowy sens można ująć w tautologiczną formułę „Niech literatura będzie literacka!”. Po okresie dominacji dokumentu, antyfabularności i zobowiązań etycznych literatura miała na powrót stać się domeną estetyczności. Literę miał zatem wypełnić na nowo duch powieści, co oznaczało, że nadchodzące dzieła powinny przybrać rozpoznawalne literacko formy. Równocześnie jednak oczekiwano od pisarzy odnowienia literatury, a więc dawki innowacyjności. Twórcy stanęli zatem przed sprzecznym oczekiwaniem oryginalności pojednanej z konwencją.

Oryginalna konwencjonalność

Pomocna w rozwiązaniu dylematu – „jak być literackim, a jednocześnie nie redukować literatury do powtórzenia” – okazała się powieść Umberto Eco Imię róży.

Książka opublikowana w roku 1980 (w Polsce – 1987) stała się światowym wydarzeniem w dziejach powieści. Autora uznano za reprezentanta nowych tendencji w prozie, a jego bestseller – za optymalne rozwiązanie modernistycznego sporu między konwencjonalnością i oryginalnością. Ogromny, z niczym wcześniej nieporównywalny sukces światowy nadał włoskiemu pisarzowi nowe oblicze: z mediewisty i semiologa Eco zmienił się w diagnostę naszych czasów, w przewodnika po systemach znaczeniowych kultury schyłku XX w. – w detektywa, który umie czytać tekst współczesności.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się