fbpx
Michał Sobol luty 2012

Szibbolet nie dla Tadeusza Różewicza

W październikowym numerze „Znaku” redakcja miesięcznika zadała przewrotne pytanie: „Czy Nobel zasłużył na Różewicza?”. Tak, Nobel zasłużył na Różewicza i Różewicz zasłużył na Nobla, ale nie dlatego, że autor Płaskorzeźby stał się reformatorem języka polskiej poezji.

Artykuł z numeru

Tajny dziennik Białoszewskiego

Tajny dziennik Białoszewskiego

Różewicz, nie można o tym zapominać, należy wraz z Paulem Celanem do najważniejszych świadków epoki Zagłady, która jest i z pewnością pozostanie kluczowym wydarzeniem w dziejach kultury europejskiej. W całej poezji światowej trudno znaleźć twórców, którzy by z taką konsekwencją mówili o tym jedynym w historii cięciu dzielącym czas na przed i po Auschwitz. A jednak obydwa te świadectwa znacznie się od siebie różnią, co więcej, nie jest wykluczone, że Różewicz toczył ukryty, nigdy chyba niewypowiedziany wprost, spór z Celanem o estetyzację Zagłady. Właśnie spór z Celanem, któremu zadedykował wiersz zawierający zdanie: „po odejściu bogów / odchodzą poeci”, a nie z Miłoszem, którego poezja była po prostu ufundowana na innym niż w przypadku Różewicza źródłowym doświadczeniu – doświadczeniu cudu istnienia – nie nicości. I obaj, zarówno Różewicz, jak i Miłosz, doskonale wiedzieli, że prawdziwy poeta nigdy od takiej źródłowości nie odstąpi. Inaczej rzecz się przedstawia z autorem Fugi śmierci, jednego z najpiękniejszych wierszy w dziejach literatury, który sprowokował Theodora Adorno do słynnego pytania o możliwość poezji po Auschwitz. Uważam, że Tadeusz Różewicz nie tylko podjął to pytanie, ale w odpowiedzi przyznał rację Adorno, że poezja, a na pewno piękna poezja, nie jest już możliwa.

Wielki tragizm postaci Paula Celana polegał być może na tym, że po koszmarze wojny czuł się już zbyt zraniony, by sprostać roli odartego z tradycji świadka, by pozostawać nieruchomo tam, gdzie był, w miejscu bez Boga i bez historii. Celan całe życie szukał dróg wyjścia; uznając czyste świadectwo za niemożliwe, jego poezja stawała się świadectwem niemożliwego świadectwa. Na taką otwierającą się perspektywę przekroczenia przekleństwa własnego czasu wskazuje poniekąd niezwykły tekst Jacques’a Derridy Szibbolet dla Paula Celana, odnoszący się do samego aktu datowania. Myślę jednak, że nadzieja ocalenia leżała zasadniczo gdzie indziej. Autor Zmiany oddechu, nie mogąc sprostać wyzwaniu opisania Zagłady wprost, sięga przede wszystkim do motywów czerpanych z Biblii i całej spuścizny judaizmu. Przy czym wydaje się, że z biegiem lat tych zapośredniczeń w jego poezji jest coraz mniej. Celan, przeczuwając niemożliwość związania przerwanej nici żywej tradycji, rozpoczyna drugi wielki rozdział swojej twórczości, cykl krótkich, często jednozdaniowych wierszy-wypowiedzi skierowanych wprost do postulowanego „ty”, komentując swoją postawę słynnym zdaniem przytaczanym przez Emmanuela Lévinasa w książce Imiona własne: „Nie widzę różnicy między uściskiem dłoni a wierszem”. „Ty” kojarzonym przez Derridę wprost z fenomenem daty jako znaku niezastępowalności. Ale znowu, również te wiersze, tak wnikliwie interpretowane przez Hansa-Georga Gadamera, odwołują się wprost do długiej tradycji myśli żydowskiej, której zwieńczeniem będzie filozofia spotkania rozwijana przez Franza Rosenzweiga, Martina Bubera, wspomnianego już Lévinasa, czy wreszcie Józefa Tischnera. Gdy wyciągnięta dłoń Paula Celana nie napotka w pustce po Zagładzie żadnej żywej dłoni, nastąpi kres. Próba spojrzenia na nagą rzecz nicości zakończy się klęską poety.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się