fbpx
Elżbieta Wiater maj 2011

Pogodzić fides i ratio?

W drugim tomie Jezusa z Nazaretu, w porównaniu z pierwszym, widoczne są dwa znaczące przesunięcia: jest mniej analiz i wiele badań jest referowanych dość pobieżnie, za to o wiele wyraźniej wybija się w wielu miejscach medytacyjny, osobisty ton.

Artykuł z numeru

Prezydencja na czas kryzysu

Na początek sięgnijmy spojrzeniem wstecz, do wieku XII. Sporem, który najmocniej naznaczył teologię tamtej epoki, był konflikt o metodę refleksji teologicznej pomiędzy Bernardem z Clairvaux i Abelardem. Tak w jednej ze swoich katechez ujął jego istotę Benedykt XVI: „O ile jednak w XII wieku mocniejsze pozycje zajmowała teologia »fides«, to obecnie w naukowym świecie dominuje teologia »intellectus«, o ile nawet nie »ratio«”[1]. Dlaczego zaczynam od tego przypomnienia? Otóż kiedy czytałam drugi tom Jezusa z Nazaretu, nie potrafiłam uciec od skojarzenia, że dokonany przez papieża wybór metody badań i sposobu przekazu rozważań ukazuje nową odsłonę tamtej debaty. O ile jednak w XII wieku mocniejszą pozycję miała teologia „fides”, o tyle obecnie w naukowym świecie dominuje teologia „ratio”. Nie jest to scholastyka, lecz podejście czysto racjonalne, wciąż podważające nawet treści podawane przez Magisterium jako te, które możemy całkowicie pewnie przyjąć z wiarą. Podejście to nie potrzebuje kultu, duchowość i przeżycia religijne traktuje co najwyżej jako pewne zjawiska socjologiczne lub psychiczne i gubi to, co Benedykt XVI już w pierwszej części swojej trylogii określił jako kluczowe dla chrześcijaństwa: żywą więź ze Zmartwychwstałym. Papieska książka w tym świetle jest z jednej strony wskazaniem nie wprost na niebezpieczeństwa radykalnego pójścia za teologią „ratio”, z drugiej zaś – podzieleniem się swoim obrazem Chrystusa, próbą zafascynowania Jego postacią: „Łącząc ze sobą dwie hermeneutyki [historyczną i teologiczną], o których przed chwilą wspomniałem, starałem się ukazać takie wpatrywanie się w Jezusa Ewangelii i słuchanie Go, które by mogło stać się spotkaniem oraz – we wspólnym z uczniami Jezusa wszystkich czasów słuchaniu Go – mieć także pewność rzeczywiście historycznej postaci Jezusa” (s. 8–9).

Pośpiech czy metoda?

Jakby zgodnie z tą zapowiedzią ze wstępu, w drugim tomie, w porównaniu z pierwszym, widoczne są dwa znaczące przesunięcia: jest mniej analiz i wiele badań jest referowanych dość pobieżnie lub jedynie zaznaczonych ze wskazaniem na bibliografię, za to o wiele wyraźniej wybija się w wielu miejscach medytacyjny, osobisty ton.

Najwyraźniej chyba jest to widoczne we fragmencie mówiącym o Ogrodzie Oliwnym: „Jednakże Góra Oliwna jest ta sama, co wtedy. Kto znajdzie się tam, stanie wobec dramatycznego szczytu tajemnicy naszego Odkupienia: tutaj Jezus doświadczył krańcowej samotności i całej nędzy egzystencji człowieka. Tutaj przepastna otchłań grzechu i wszelkiego zła przeniknęła do najgłębszego wnętrza Jego duszy. Tutaj przeżył wstrząs bliskiej śmierci. Tutaj pocałował Go zdrajca. Tutaj opuścili Go wszyscy uczniowie. Tutaj walczył także o mnie [podkreśl. E.W.]” (s. 163). Benedykt XVI, który w całej książce  konsekwentnie używa pierwszej osoby liczby mnogiej, w tym jednym miejscu nagle redukuje ją do liczby pojedynczej. Dzięki temu ten zwrot wybrzmiewa mocnym dysonansem, akcentującym właśnie ten, bardzo osobisty w wymowie punkt narracji.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się