fbpx
Adam Hlebowicz czerwiec 2010

Kamienna gwardia

Cmentarze. Oto, co pozostało na wschodzie po CK monarchii, władztwie króla Rumunii, II Rzeczpospolitej, państwie admirała Horthy’ego czy nawet kilkudniowej efemerydzie Augusta Wołoszyna. Owszem, mocno postarzałe, wiekowe, pochylone ku ziemi, omszałe, zielonkawe, ozdobione szarymi porostami, ale stojące do dziś równo jak karna kompania huzarów śmierci, pułk lejbgwardii jego imperatorskiej mości czy czerniowiecka 43. Dywizja Piechoty Landwehry z czasów cesarza Franza Josefa.

Artykuł z numeru

Mistyka nadwiślańska

Taki właśnie jest stary cmentarz w Czerniowcach. Równe, wysokie szeregi kamiennego wojska. Długie, niekończące się alejki, którymi maszeruje ono jak na najbardziej wystawnej defiladzie. Smukli, strzeliści kamienni żołnierze bukowińscy stoją w rzędach, po piętnastu, dwudziestu. Na co czekają? Zapewne na zmartwychwstanie.

To, co przetrwało…

Mówiło się o Bukowinie jako o najbardziej skutecznym projekcie austriackim, którego celem było przeniesienie i zakorzenienie tam CK kultury. Czy pomniki, których już nie ma – pomnik „Austrii”, Franciszka Józefa, Józefa II, cesarzowej Elżbiety, znanej powszechnie jako Sissi – na tyle wryły się w świadomość mieszkańców miasta, że tradycja austro-węgierska nadal żyje? W murach, tradycjach, cmentarzach… Tutaj, w mieście umarłych, nie znajdziemy odpowiedzi na to pytanie.

Wróćmy jednak do głównej alei czerniowieckiej nekropolii. Zaraz z brzegu, w pierwszym rzędzie, ciekawy kamienny grobowiec w kształcie dzwonu, którego hełm ozdobiony jest koroną. Napis pod żelaznym krzyżem głosi: „Grobowiec Kochanowskich”. Pochowano tu sześciu mężczyzn i cztery kobiety. Napis największy mówi o Antonim Kochanowskim, honorowym prezydencie miasta, byłym marszałku Bukowiny, który żył w latach 1817–1906. Korona na grobowcu jest przede wszystkim dla niego.

Tak, tu spoczywa Antoni Kochanowski, prezydent miasta (z lat 1866–1874 i 1887–1905) ukochany przez mieszkańców, Polak rządzący bukowińską stolicą. Co z tego, że miasto nigdy dłużej do Polski nie należało, a większość mieszkańców stanowili Rumuni, Ukraińcy, Niemcy i Żydzi? Zresztą wybór Kochanowskiego i jego rządzenie miastem to efekt koalicji mniejszości narodowych – polskiej, niemieckiej, żydowskiej i rusińskiej – pośród dominujących Rumunów, ale jakże to było skuteczne rządzenie, dobre dla wszystkich mieszkańców miasta, bez względu na przynależność narodową. Przełom wieków XIX i XX to były czasy niezwykłe.

Kochanowski – czy, jak niekiedy się podpisywał, von Kochanowski – zmienił wygląd Czerniowców z małej drewnianej mieściny na dobrze uporządkowane miasto, z kanalizacją, prądem, brukiem i nawet tramwajem. To za czasów Kochanowskiego wybudowany został, według projektu wiedeńczyków Ferdynanda Fellnera i Hermanna Helmera, słynny czerniowiecki teatr, wiedeńska perełka umieszczona w bukowińskiej stolicy do dziś ozdabiająca miasto.

Obok Antoniego barona Kochanowskiego na czerniowieckim cmentarzu spoczywa jego żona, Antonia baronowa Kochanowska, primo voto baronowa Kapri (1827–1911). Jest tu też jego ojciec, Anton Korwin Kochanowski (1785–1840), Jsabella (jak napisano na nagrobku) Kochanowska (1841–1851), Stefan Kochanowski (1866–1869), Anna de Zadurowicz (1788–1878), Rozalia Kochanowska (1799–1879), Alfred Stawczan Kochanowski (1815–1883), Ignacy baron Kapri (1878–1890) i Jan baron Kapri (1845–1896). Ciekawy grobowiec, fascynująca historia rodu, imiona, nazwiska, tytuły, które samym brzmieniem budzą nutę nostalgii za minionym, dobrym światem.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się