fbpx
z Eustachym Rylskim rozmawia Beata Bereza styczeń 2008

Piszę dla przygody i uniesienia

Historie opowiadają się przez postaci, nie wydarzenia. Ważny jest też ton, jak w muzyce, to musi brzmieć. A ton to już jest sprawa talentu. Tonu się nie nauczymy.

Artykuł z numeru

Czy Pan Bóg sprowadza deszcz?

Jakie jest fundamentalne pytanie, na które literatura powinna udzielić odpowiedzi? 

Jest Bóg czy Go nie ma? Sami jesteśmy we wszechświecie czy ktoś nam towarzyszy? Nasze istnienie jest czyimś zamiarem czy przypadkiem? Śmierć zamyka coś na zawsze czy może otwiera – jak to bywa z drzwiami, jedne się zamykają, inne otwierają? Czym jest przestrzeń, pustka, wieczność? Krótko mówiąc, najbardziej elementarne pytania, na które przyzwoita literatura powinna próbować odpowiadać, tym bardziej że nauka, filozofia i religie dały już sobie z tym spokój. Co do siebie, mam stuprocentową pewność, że swoją twórczością nie rozsupłam tajemnicy istnienia. Od czasu do czasu jednak próbuję. Dla zasady. Naturalnie nie mówię sobie, że teraz napiszę opowiadanie lub powieść metafizyczną, bo to pierwszy krok do katastrofy. Mówię sobie: teraz opowiem następującą historię. Będzie miała wymiar metafizyczny, to dobrze, nie będzie miała, trudno. Bliskie mi przykłady twórczości metafizycznej prezentuje Jarosław Iwaszkiewicz, głównie w opowiadaniach. Gdy po raz pierwszy przeczytałem Panny z Wilka, miałem wrażenie obcowania z twórczością nie z tego świata. To najwyższa szkoła literackiej jazdy. 

Ale tajemnica i zagadkowość wyróżniają także Pana twórczość. Kiedy czytam opowiadania zamieszczone w Wyspie – nie wiem, co jest rzeczywistością, a co marą. W Dziewczynce z hotelu Excelsior jest wiele tego rodzaju niedopowiedzeń. Czy to jest celowy zabieg? 

Dobrze, jeśli są niedopowiedzenia, bo to zwiększa możliwości interpretacji, ale trzeba też uważać, żeby jakieś historii nie utopić, to znaczy, aby jedno niedopowiedzenie nie nakładało się na kolejne, żeby z tego nie wyszło jedno wielkie niedopowiedzenie. Żadna z historii opowiedzianych w zbiorze Wyspa, włącznie z może najmniej tajemniczą samą Wyspą, nie mogłaby się wydarzyć w rzeczywistości. One są w tym sensie nierzeczywiste i nieprawdziwe, ale one są równocześnie prawdziwe i rzeczywiste dlatego, że ich bohaterowie są prawdziwi. Nieszczęsny księgowy z Dziewczynki z hotelu Excelsior zachowuje się tak, jak gdyby ta dziewczynka naprawdę istniała, a nie wiemy, czy tak jest w istocie – czy ona nie jest wytworem jego imaginacji, czy jest rzeczywistą nimfetką, czy też jakimś bytem nie z tego świata.

Czy uważa Pan, że każdy z nas ma swoją rzeczywistość, żyje w świecie własnej fantazji, który może, choć niekoniecznie musi pokrywać się ze światami innych? 

Myślę, że tak. Każdemu z nas zdarza się widzieć coś, rozmawiać z kimś lub obserwować jakąś sytuację, co do której nie jest pewien, czy naprawdę zaistniała lub istnieje, i to nie musi być objaw schizofrenii albo alkoholowego upojenia. Moje opowiadania są o tym, że nieważne jest to, co nas otacza, ważni jesteśmy my sami. Moje postaci są na serio, z krwi i kości. Natomiast ich otoczenie jest względne, wątpliwe, nierzeczywiste, pozorne, jak jeden z bohaterów opowiadania Jak granit, który nie umarł, bo w istocie nigdy nie istniał, odziany w ludzką powłokę, podszywający się pod człowieka.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się