fbpx
Katarzyna Sokołowska styczeń 2008

Tao pustelników

Najsłynniejszy chyba pustelnik XX wieku Thomas Merton pod koniec lat 50. przygotował niewielki, ale niezwykle esencjonalny zbiór sentencji Ojców Pustyni, którego pierwsze polskie tłumaczenie właśnie pojawiło się na naszym rynku księgarskim.

Artykuł z numeru

Czy Pan Bóg sprowadza deszcz?

Słowa mędrców są jak kolce,

a zdania zbiorów przysłów –

– jak mocno wbite gwoździe.

Koh 12,11

 

Rok 1960, kiedy to ukazała się Mądrość pustyni, był jednocześnie rokiem, w którym spełniły się wieloletnie marzenia Mertona o własnej pustelni. Objął ją w posiadanie 13 grudnia 1960 roku, w dziewiętnastą rocznicę wstąpienia do zakonu trapistów. Jednak jego życiu pustelniczemu patronowali nie tylko Ojcowie Pustyni, ale również mistrzowie zen i Chuang Tzu, najwybitniejszy z grona taoistycznych pisarzy, u którego Merton odnajdywał klimat i pokój podobne do tego rodzaju samotności, którą sam wybrał. W połowie lat 60., kiedy okrzepł już jako eremita, wydał zbiór jego tekstów Droga Chuang Tzu (wyd. pol. WAM 2005).

Po co jednak współczesnemu człowiekowi nauki mistrzów sprzed setek lat? W wieku XX, jak pisze Francesco Cataluccio w eseju Niedojrzałość. Choroba naszych czasów, tragiczne zwycięstwo odniosła tytułowa niedojrzałość, a wzorcem istoty idealnej stało się dziecko. Dlatego może warto współczesnemu kultowi niedojrzałości przeciwstawić Verba Seniorum  – Słowa Starców. Nie chodzi tutaj o zwykłą negację współczesności, bo i ruch pustelniczy nie był czystą negacją, ale formą sprzeciwu wobec przeciętności, powierzchowności i niedojrzałości chrześcijaństwa pokonstantyńskiego.

W IV wieku na pustyniach Syrii i Egiptu pojawiły się nieprzebrane rzesze ludzi pragnących żyć na wzór św. Antoniego, któremu przysługuje palma pierwszeństwa wśród świętych pustyni. Pustynia wydała wielu sławnych Ojców, do których ciągnęły tłumy uczniów i „turystów”, by zaczerpnąć z ich mądrości albo przynajmniej móc ich zobaczyć. Ci pierwsi jednak wcale nie byli szczęśliwi z powodu niezwykłej popularności, którą się cieszyli i w przeciwieństwie do współczesnych gwiazd mass mediów nie chcieli być podziwiani. Święci pustyni potrafili nie tylko zignorować natrętnych gości, jak błogosławiony Arseniusz, który odrzekł krótko i dobitnie: „… niech idą swoją drogą. Mojej twarzy nie zobaczą” (LXVII). Ale również uciec się do podstępu, jak abba Szymon, który udał przed pewnym dostojnikiem, że jest robotnikiem zbierającym daktyle, a kiedy i to nie pomogło, wdział na siebie wszelką odzież, jaką znalazł, i usiadł przed wejściem do swej celi, z chlebem i serem w dłoni. Kiedy dostojnik oraz jego świta przybyli i zobaczyli go zajadającego się tak, rzekli ze wzgardą: „to ma być ten pustelnik, o którym tyle słyszeliśmy?”. I natychmiast zawróciwszy, udali się tam, skąd przyszli (CIV).

Często zdarzało się właśnie tak, że przypadkowy obserwator gorszył się zachowaniem eremitów, bo nie przystawało ono do jego wyobrażeń na ich temat. Najsłynniejszy wśród Starców, abba Antoni, wystawił na próbę myśliwego, który zgorszył się tym, że eremici śmiali się i żartowali. Antoni kazał myśliwemu raz za razem napinać łuk i strzelać, a kiedy ten zaprotestował w obawie, że łuk pęknie, rzekł mu Starzec: „Tak samo jest z pracą Bożą. Jeśli będziemy napinać się w niej ponad miarę, bracia niebawem się załamią. Jest zatem słuszne od czasu do czasu zmniejszyć ich wysiłki” (CVI). Tak też poznajemy Ojców Pustyni nie tylko jako surowych ascetów, mających w nienawiści przyjemności ciała i radości żołądka, odwracających się od świata i jego zaszczytów, ale również jawią nam się oni jako ludzie niezwykle rozsądni, twardo stąpający po ziemi. Najdobitniej wyraża to myśl pewnego starca: „Jeśli widzisz młodego mnicha, który o własnych siłach wznosi się do nieba, chwyć go za nogi i ciśnij nim o ziemię, bowiem to, co czyni, nie jest dlań dobre” (LXII).

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się