fbpx
Aleksander Temkin styczeń 2008

Szestow Ateńczyk

Wydaje się, że Szestow nie zrozumiał w ogóle chrześcijaństwa, nie zrozumiał idei etyki miłości (zastępującej etykę Prawa), to znaczy etyki opartej na każdorazowym, absolutnym wyjątku.

Artykuł z numeru

Czy Pan Bóg sprowadza deszcz?

Lew Szestow przez całe swoje życie „z godną podziwu monotonią” (Camus) budował czy też przywracał filozofii opozycje Aten i Jerozolimy, bezlitośnie tropiąc każdego Greka próbującego w żydowskim przebraniu wślizgnąć się  do judeochrześcijańskiego obozu. Szestow traktował przy tym przymiotnik „judeochrześcijański” dosłownie, odmawiając jakimkolwiek helleńskim wpływom udziału we współtworzeniu świata chrześcijańskiego. Dlatego też jest/był jednym z emblematów dziś już nieco „przeterminowanych” ruchów dążących do re-hebraizacji, czy re-judaizacji chrześcijaństwa, przywrócenia biblijności wiary, „zerwania z Bogiem filozofów w imię Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba” itp. Niestety, problem z myślą Szestowa polega na tym, że na takiego patrona zupełnie się nie nadaje. Bynajmniej nie z powodu nieortodoksyjności swojej filozofii, lecz raczej dlatego, że wbrew swym dążeniom i deklaracjom od początku do końca znajduje się po stronie Aten, nawet tego nie dostrzegając. Mimo wysokiej filozoficznej samoświadomości przegapia  on jednak, że wpadł po uszy w pułapkę zastawioną przez Platona. Wydawałoby się, że Szestow sprawnie interpretuje Platona, a nawet manipuluje nim, podobnie jak Heglem i Spinozą oraz wszelkimi innymi „prorokami i wielbicielami ogólności”. Tymczasem chciałbym bronić tezy, że Szestow od początku do końca przyjmuje platońskie reguły gry, wskutek czego hebrajska perspektywa u niego w ogóle nie może się pojawić. Jest on jedną z ofiar sokratejskiej „drętwy”, niepozwalającej mu nawet wyartykułować we własnym języku doświadczenia, które próbował opisać. Nie oznacza to, że Szestow ostatecznie poddaje jednostkę „władzy konieczności”, choć i to można mu zarzucić; sokratejska „drętwa” dopadła go raczej w inny sposób, wymuszając nań uznanie podstawowych platońskich opozycji za bezalternatywne.

Lew Szestow zgodził się na to, że podstawowy spór toczy się i toczyć musi  między Kalliklesem czy Protagorasem a Sokratesem, a bunt przeciwko ideom ogólnym musi się skończyć w ramionach sofistów.  Tajemnica Lwa Szestowa polega być może na tym, że Kallikles i Gorgiasz są dla niego reprezentantami Jerozolimy wobec Aten. A to jest problematyczne. Rezultatem takiego utożsamienia było wybranie dla siebie roli zradykalizowanego, niebojącego się już śmieszności i skrajnych wniosków, w które zapędzał go platoński Sokrates, Kalliklesa. Autor Sola fide krytykuje w Na szalach Hioba sofistów, zarzucając im błąd wejścia w spór z Sokratesem, zamiast wyśmiania i zignorowania go. Wejście w dyskusję oznacza w gruncie rzeczy zgodę na wspólny mianownik, którym miałoby być zaufanie do rozumu, do racjonalnej debaty,  co na takiej płaszczyźnie nieuchronnie musiało zakończyć się rozgromieniem Protagorasa. Czy Szestowowi jednak udaje się wyśmiać Sokratesa? Przyjmując kalliklesową rolę, czy też dając się w nią wepchnąć, Szestow na inny sposób powtarza rzekomy błąd sofistów, zgadzając się ni mniej, ni więcej na sokratejskie utożsamienie etyczności z rozumnością.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się