Mieszkam tu od 10 lat i znam już – przynajmniej z widzenia – wszystkich sąsiadów w kamienicy. Z niektórymi wpadamy do siebie na herbatę albo na mecz, z innymi wymieniamy się tylko uwagami o pogodzie na klatce schodowej. Zachodzimy razem na targowisko, do warzywniaka pana Henia i rzutkiej pani Eli, po górskie sery od Marysi, do budki z nabiałem „Jogurcik”. Tam spotykam też znajomych z osiedlowej grupy, z którą gram w koszykówkę. Zauważyłem, że sobotnie wyjście na targ bywa przedsięwzięciem na poły przynajmniej towarzyskim, nawet jeśli wymieniam z napotkanymi osobami jedynie kilka słów.
W pewnym stopniu doświadczam zjawiska scharakteryzowanego przez Susan Pinker w książce Efekt wioski. Amerykańska psycholożka opisywała małą miejscowość na Sardynii, której mieszkańcy cieszą się niesłychaną długowiecznością – dożywając nawet 100 lat. Jednym z wyjaśnień – obok kwestii genetycznych i klimatycznych – jest to, że łączy ich sieć pozytywnych relacji: z sąsiadem, sprzedawcą czy listonoszem.
Te codzienne small talki o błahych sprawach zachęcają do wyjścia z domu, wzmacniają dobre samopoczucie, a ostatecznie przyczyniają się do zdrowia i długiego życia.
Nie idealizuję mojej wioski. Czasem staje się utrapieniem, gdy sąsiad gawędziarz złapie mnie podczas drogi do pracy albo gdy zebrania wspólnoty mieszkaniowej zamieniają się w sejmik szlachecki, w którym każdy mieszkaniec musi wrzucić swoje trzy grosze, nie popychając pilnych spraw naprzód. Doceniam jednak jej zalety, zwłaszcza że widzę, jak brakuje takich więzi na wielu nowych osiedlach. Marc J. Dunkelman, amerykański badacz relacji sąsiedzkich, zwraca uwagę, jak zmienia się dziś nasza społeczna infrastruktura. Wzmacniają się najbliższe kręgi (rodzice spędzają więcej czasu z dziećmi niż kilka dekad temu) i dalekie (związane np. ze wspólnymi zainteresowaniami i podtrzymywane online). Znika gdzieś krąg pośredni, relacja z sąsiadami i pracownikami nieodległych punktów usługowych, a więc „wioska” właśnie. Dunkelman przekonuje, że ta zmiana ma niebagatelny sens polityczny – bo relacje sąsiedzkie przebijają „bańki” i moderują nasze światopoglądowe zacietrzewienie. W końcu sąsiad, choć głosuje na kogoś innego niż my, może się okazać znawcą dobrej muzyki albo niezastąpioną złotą rączką. Wioska uczy tolerancji.
Myślę o tym wszystkim w kontekście „wielkiego odosobnienia”, o którym pisze w naszym Temacie Miesiąca Kamil Fejfer. Coraz częściej żyjemy samotnie, pracując z domu, obsługiwani przez aplikacje i kurierów dowożących pod drzwi potrzebne produkty. To nasz wybór, w wielu aspektach bardzo wygodny. Ale zarazem – jak zauważa Fejfer – niesie on ze sobą coraz częściej uświadamiane koszty: psychiczne, zdrowotne, relacyjne, polityczne. Chyba podskórnie tęsknimy za tym, żeby w naszym życiu trochę więcej wydarzało się offline niż online. Na dobry początek można zawsze pogadać z sąsiadem.