fbpx
Michał Eckstein lipiec-sierpień 2016

Paradoks „eschatologicznego optymizmu”

Jednakże „przyszłość” w religii chrześcijańskiej zwykle nie odnosi się do doczesności, ale raczej do wieczności. W tym kontekście wiara daje nadzieję na przyszłość par excellence.

Artykuł z numeru

Czy religia ma przyszłość?

Czy religia ma przyszłość?

Jeśli chodzi o religię rozumianą jako zjawisko na poziomie społecznym, to patrzę w przyszłość z przerażeniem. Radykalizacja nastrojów, narastająca od kilku lat, może rychło doprowadzić do katastrofy na skalę globalną. Przy czym obawiam się zarówno „islamskich” terrorystów, jak i „katolików” chcących topić imigrantów w Morzu Śródziemnym. Z premedytacją użyłem tutaj cudzysłowów, gdyż takie radykalne postawy nie mają w istocie nic wspólnego z religią czy to muzułmańską, czy chrześcijańską. W tym kontekście wiara i religijność ludzka podlegają coraz brutalniejszej ideologizacji na przekór wartościom humanitarnym leżącym u ich podstaw. Najbardziej niepokojące jest to, iż agresywny fundamentalizm oparty na strachu znajduje coraz szersze grono wyznawców. Jeśli ten trend się nie odwróci, to wizja wojny religijnej przy użyciu wszelkich dostępnych technologii staje się zupełnie realna.

Jednakże „przyszłość” w religii chrześcijańskiej zwykle nie odnosi się do doczesności, ale raczej do wieczności. W tym kontekście wiara daje nadzieję na przyszłość par excellence. Ten „eschatologiczny optymizm” dotyczy również mnie jako katolika. Jest to oczywiście zupełnie ortogonalne do moich obaw wyrażonych w pierwszym akapicie, ale w tym tkwi właśnie cała różnica – „Królestwo moje nie jest z tego świata” (J 18, 36). Sama wieczność również ma zupełnie odmienny charakter od przyszłości określonej biologiczną strzałką czasu. To kompletnie inny rodzaj bytowania wolny od takich naiwnych koncepcji jak czas czy przestrzeń. Nie potrafimy i nigdy nie będziemy potrafili objąć go rozumem, gdyż nasze umysły też są „z tego świata”. Aby myśleć o wieczności, musimy po prostu zaufać Bogu.

Zgodnie z doktryną chrześcijańską, oprócz łaski wiary posiadamy także wolną wolę i możemy dobrowolnie odrzucić królestwo niebieskie, a wraz z nim wieczność.

To stanowi źródło mojego niepokoju dotyczącego przyszłości. Czy okażę się wystarczająco dobry, aby dostąpić wieczności? Chrześcijanie powinni bowiem pamiętać, że: „Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego” (Mt 19, 24). A ja niewątpliwie jestem bogaty, gdyż moja sytuacja jest nieporównywalnie lepsza od tej, w jakiej znajdują się np. chrześcijanie w Syrii, Nigerii czy Indiach. Moje bogactwo przejawia się w tym, iż mam zdecydowanie szersze możliwości czynienia tak dobra, jak i zła. Wiąże się to z dużo większą odpowiedzialnością, jaką ponoszę za wszystkie moje uczynki. Jeśli zatem zakopię moje „talenty”, zamiast je pomnożyć, to moja nadzieja na wieczność może się okazać płonna. Co więcej, rozdawanie „bogactwa” w sposób nieroztropny byłoby ucieczką od odpowiedzialności raczej niż czynem chwalebnym.

Wierzę jednak, iż konsekwentna postawa fides et ratio zaprowadzi mnie w „przyszłości” do przedsionka królestwa niebieskiego, a moje grzechy nie zostaną mi policzone. Zobowiązuje mnie to w szczególności do aktywnego przeciwstawiania się ideologizacji religii.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się