fbpx
fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta
Justyna Bargielska wrzesień 2020

Na karuzeli

Nie mogłam się zgodzić na to, że mam chorobę afektywną dwubiegunową. Chciałam, żeby moje skoki ze spadochronem, pisanie w miesiąc całych książek, moja nierozsądna zdolność do błyskawicznego zakochiwania się, żeby to wszystko, co nadawało mojemu życiu sens, a przede wszystkim blask, wynikało z tego, kim i jaka jestem, a nie – co mi jest.

Artykuł z numeru

Gdy choruje nasza psychika

Gdy choruje nasza psychika

Czytaj także

z Dominiką Dudek rozmawia Elżbieta Kot

Kryzys to nie choroba

Urszula Zajączkowska

Bez higieny

Ósmego marca – to była niedziela – zadzwoniłam do mamy, że jestem chora i czy mogłabym u niej dojść do zdrowia. Dziećmi miał się zająć ich ojciec, do którego też wykonałam telefon. Moja mama oczekiwała, że przyjadę z gorączką, zapaleniem oskrzeli, jakąś chorobą, na którą pomagają kompoty z malin i inhalacje. Pościeliła mi łóżko i naszykowała piżamę. Pożegnałam się z dziećmi, którym udzieliłam bardzo zwięzłych informacji na temat tego, co się dzieje, wsiadłam do taksówki, pojechałam do rodziców. Owszem, udało mi się z tej taksówki wysiąść. Usiadłam na schodach ganku domu rodziców, do łóżka, które przygotowała mama, musiał praktycznie przenieść mnie tata. Przetaszczyć. Byłam 10 kg lżejsza niż dwa miesiące wcześniej, nadal jednak moje legendarnie ciężkie kości stanowiły dla taty wyzwanie, zresztą całość sytuacji była co najmniej niezrozumiała, jeśli nie pełna grozy: wiedzieli, że od lat się leczę psychiatrycznie, ale ponieważ pierwszą diagnozę dostałam już po wyprowadzeniu się z domu, nie mieli pojęcia, z czym to się w istocie wiąże. Jak to wygląda. Tata przyniósł z piwnicy kompot z malin, podpisany „kompot z malin 2019”, a mama pomogła mi się przebrać w piżamę i położyć do łóżka. Mama jest chodzącą apteką, to na swój sposób przerażające, bo np. baterię antybiotyków wszystkich generacji zdobyła, zaczynając brać, kiedy jej je przepisywano, i przestając brać, gdy tylko robiło jej się lepiej. Mama najwyraźniej jest w teamie superbakterii i wspólnie planują wybić ludzkość w ciągu kolejnych dwóch dekad. „Ja mam leki – powiedziałam. – W torbie”. W torbie były wenlafaksyna, alprazolam i trazodon (z oczywistych względów będę posługiwała się nazwami substancji, a nie preparatów). Mama przyjrzała się im: „Nie znam – stwierdziła – Na co to?”. Zastanawiałam się przez chwilę. „Na mnie” – odpowiedziałam.

Mój plan ratunkowy zakładał, że posiedzę u mamy kilka dni, żeby w bezpiecznym otoczeniu zacząć brać wenlafaksynę, którą zapisano mi wtedy po raz pierwszy. Moje historie z antydepresantami miały zawsze zabójcze początki; zanim ustąpiły efekty uboczne, musiałam mieć kogoś, kto mnie pozbiera z podłogi w łazience, jeśli zemdleję. Nigdy nie myślałam o tym, że należałoby zagwarantować sobie obecność kogoś, kto mnie podniesie w salonie czy sypialni, ale podłoga łazienki z jakichś względów jawiła mi się jako przedsionek piekła. Mieszkałam z dwójką nastoletnich dzieci i choć fizycznie podniesienie mnie nie stanowiłoby dla nich wyzwania, ogromnie pilnowałam, żeby nie tylko nie były aktorami żałosnego teatrum mojej choroby, lecz by nawet nie miały wstępu na widownię. Nie zawsze tak było: ze dwa czy trzy razy ramiona mojej wyższej ode mnie o głowę, ale młodszej o 28 lat córki i sposób, w jaki podawała mi papierową torebkę, żebym w nią oddychała, jej spokojny głos, mówiący, że nie umieram, że już nieraz przez to przechodziłam i wiem, że się skończy, że po prostu trzeba poczekać, ratowały mnie z otchłani. Ale potem zarówno ojciec mojej córki, jak i terapeuta, z którym umówiłam się na one night stand (szczerze nienawidzę psychoterapii, mimo że podejmowałam wiele prób), wyjaśnili mi, że dzieci nie są po to, żeby wyciągać nas z otchłani, i że szukając pomocy u córki, krzywdzę ją. Jeśli chodzi o poczucie winy wobec dzieci, był to celtycki menhir do mojego ogródka. Ten ogródek składał się zresztą z samych kamieni. Dlatego przez kilka następnych dni na pytanie mamy, czy dzwoniłam do dzieci, mówiłam, że jutro zadzwonię.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się