fbpx
William Blake, frontyspis z Księgi Losa z wydania w 1808 r. fot. Library of Congress
William Blake, frontyspis z Księgi Losa z wydania w 1808 r. fot. Library of Congress
Philip Goff kwiecień 2025

Mój skok nad przepaścią

Po latach debat i rozważań doszedłem do wniosku, że pewna heretycka wersja chrześcijaństwa może być prawdziwa.

Artykuł z numeru

Jak smakuje życie w Korei

Czytaj także

Tomasz Stawiszyński, fot. materiały promocyjne Wydawnictwa Znak

z Tomaszem Stawiszyńskim rozmawia Michał Jędrzejek

Chrześcijaństwo przeciw kulturze narcyzmu

George Steiner

„Bóg” to jeszcze nie teraz

Odrzuciłem chrześcijaństwo w wieku 14 lat: wywołałem oburzenie mojej babci, gdy odmówiłem przystąpienia do bierzmowania w wierze katolickiej, w której wzrastałem. Po części stały za tym kwestie intelektualne: dlaczego kochający i wszechmogący Bóg miałby stworzyć świat, w którym jest tak wiele cierpienia? Po części powodem były kwestie natury etycznej: był to czas, gdy zastanawiałem się nad swoją seksualnością i niewłaściwe wydawało mi się zabranianie osobom homoseksualnym wchodzenia w miłosną relację z tymi, którzy ich pociągają. Przede wszystkim jednak chrześcijaństwo jawiło mi się jako religia w bardzo małym stopniu uduchowiona. Niewiele wynosiłem z nudnych kościelnych nabożeństw i wszystko to wydawało mi się nakierowane jedynie na usatysfakcjonowanie starego faceta w obłokach, co z kolei miało umożliwić dostanie się do nieba. Naukę i filozofię uznałem za bardziej racjonalny sposób nadania sensu życiu, co ostatecznie doprowadziło mnie do zostania profesorem filozofii.

Pomimo odrzucenia religii zawsze miałem zmysł religijny, przeczucie, że u podstawy wszystkiego jest głębsza rzeczywistość, coś, co William James nazwał „czymś więcej”. Z tym „czymś więcej” łączyłem się jednak na swój własny sposób, przez medytację i obcowanie z przyrodą. Innymi słowy: byłem jednym z „uduchowionych, ale niereligijnych”.

Wszechświat dostrojony do człowieka?

W takim stanie trwałem przez parę dekad. Czułem się szczęśliwy w tym klubie. W moim życiu nie odczuwałem „wyrwy po Bogu”. Ostatnio jednak parę rzeczy uległo zmianie. Pierwsza to kwestia intelektualna. Większość moich kolegów filozofów przekonały albo argumenty za bardzo tradycyjną ideą Boga, albo ateistyczne argumenty w stylu Richarda Dawkinsa. Doszedłem do wniosku, że obydwie strony debaty mają do pewnego stopnia rację.

W kwestii ateizmu pozostaję nadal przekonany, że cierpienie, które znajdujemy we wszechświecie, jest potężnym dowodem przeciwko istnieniu kochającego i wszechmogącego Boga. Uznałem jednak, że istnieją poważne racje przemawiające za czymś boskim. Jedną z nich jest to, jak bardzo prawa fizyki są dostrojone do życia: zaskakujące odkrycia ostatnich dziesięcioleci, że pewne stałe fizyczne, wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu, są idealnie dopasowane do zaistnienia życia. Drugą racją jest psychofizyczna harmonia, niesamowita równowaga między świadomością a działaniem, którą zakłada każda ewolucyjna teoria dotycząca charakteru naszego świadomego doświadczenia. Wszystko to przedstawiłem w mojej ostatniej książce pod tytułem Why? The Purpose of the Universe (Dlaczego? Cel wszechświata, 2023).

Obecnie skłaniam się ku hipotezie, którą poważnie brał pod uwagę John Stuart Mill: istnienie dobrego Boga o ograniczonych możliwościach.

Ta hipoteza jest w stanie zarówno wytłumaczyć niedoskonałości naszego wszechświata – poprzez przyjęcie ograniczonych możliwości Boga – jak i uwzględnić niewiarygodnie dobre własności naszego wszechświata, choćby wspomniane wyżej psychofizyczne dopasowanie oraz harmonia. Być może Bóg wolałby stworzyć inteligentne życie w jednej chwili, przez tchnienie w pył, jak opisuje to Księga Rodzaju. Jednak faktycznie jedynym sposobem, w jaki potrafił stworzyć życie, było powołanie do istnienia wszechświata z odpowiednimi prawami fizyki, z którego ostatecznie ewoluuje inteligentne życie. Bóg stworzył najlepszy świat, jaki mógł stworzyć.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się