fbpx
Ilustracja: Ewelina Karpowiak
Michał Zygmunt lipiec–sierpień 2019

Dzikie i piękne

Objuczony sprzętem, idę w największej ciszy, by nie spłoszyć tego, co najpiękniejsze. W trakcie dużych dźwiękowych projektów znikam w terenie na wiele dni i nocy.

Artykuł z numeru

Mikrowyprawy – przygoda jest wszędzie

Mikrowyprawy – przygoda jest wszędzie

W moim życiu mikrowyprawy, czyli krótkie wypady terenowe, pojawiły się z chwilą odkrycia, jak ciekawą podróżą może być lokalny spacer. Spacer rozumiany jako wyjście z domu i zanurzenie się w dowolnym krajobrazie, oddanie się drodze, wiatrom, barwom, dźwiękom. Spacery przynosiły mi spokój i współuczestniczyły w szukaniu rozwiązań zawiłych życiowych problemów. Zmęczenie wywołane forsownym marszem przypominało, kim jestem. W miejscach, w których mieszkałem, codziennie wydeptywałem jakieś ścieżki. W miastach były to tereny nad rzeką, czasem park, w pomniejszych mieścinach polne drogi i leśne zagajniki. Zdjąłem słuchawki z uszu, wyłączyłem mechaniczną muzykę, która zwykle wypełniała moją przestrzeń, i okazało się, że świat pełen jest fascynujących dźwięków, których brzmienie i kolory potrafią przynieść artystyczną inspirację czy ukojenie.

Połączyłem to, co lubię w życiu najbardziej – wędrówkę jako fizyczny proces i drogę rozwoju z dźwiękiem jako źródłem inspiracji.

Z czasem zamieniłem spacery na wyprawy terenowe, w trakcie których nagrywam profesjonalnie dźwięki natury. Z superczułymi mikrofonami pojawiam się w miejscach, gdzie dzika natura ma głos niezmącony ludzkim hałasem. Natura odzywa się całą gamą fascynujących dźwięków. Za główny cel swoich wędrówek wybrałem rzekę, jednak nie tę rozumianą tylko jako płynącą wodę, ale jako złożony ekosystem współzależności, pełen życia i dźwięku. Bagna, rozlewiska, łąki i lasy zalewowe generują zaskakujące dźwiękowe panoramy o każdej porze roku. Zimowe subtelne pejzaże leśnej głuszy, lodowe dźwięki zamarzającej rzeki, urzekające niby syreni śpiew pieśni zimujących na rzece łabędzi krzykliwych, wczesnowiosenne hałaśliwe rozlewiska Biebrzy, zamglone odrzańskie starorzecza, filigranowa Barycz i potężne Stawy Milickie z setkami żurawi, przelotami tysięcy gęsi, kaczek, pluskiem bobrzych ogonów. Kwietniowo-majowe ptasie erupcje dźwiękowe, niekończące się, euforyczne słowicze noce, zakończone letnim wiatrem i bzyczeniem owadów. Jesienią rykowiska jeleni, ptasie odloty, zlotowiska, wichry, słoty.

Dzięki nagraniom terenowym miałem okazję wędrować dolinami wielu rzek, od maleńkich jak Myśla, Czarna Hańcza, po monumentalne i dalekie jak Dniepr, bliskie jak Wisła i Odra. Odwiedziłem dzikie i mało dostępne doliny Biebrzy i Sanu. Pieszo, kajakiem. Objuczony sprzętem, idę w największej ciszy, by nie spłoszyć tego, co najpiękniejsze. W trakcie dużych dźwiękowych projektów znikam w terenie na wiele dni i nocy. Potem wracam autostradami przez miasta i wsie, w wir pracy, koncertów, w świat dźwięków, które układam w logiczne struktury. Życie ma swoje ścieżki. Tworząc muzykę, zamykam się w ciasnych ścianach studia otoczony instrumentami, elektroniką. Wchodzę w świat wyobraźni, rytmu, harmonii i wolności, jaką daje autokreacja, układanie i uginanie dźwięków. Wkraczając z mikrofonem w świat dzikiej natury, głównie słucham i rejestruję, a najlepsze studio nagrań to rezerwaty, parki narodowe, miejsca emanacji dzikiej przyrody. Co zrobić, by połączyć obie te drogi?

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się