Drogi Ojcze, papieżu Leonie,
szanuję Cię za odwagę, której wymaga, zwłaszcza w dzisiejszym stanie Kościoła, stanięcie na jego czele. Wsłuchiwałem się w głosy kardynałów przed konklawe i bliska była mi wypowiedź zwłaszcza jednego z nich – Cristóbala Lópeza Romero, który żartował, że w razie wyboru ucieknie na Sycylię. Czekają na Ciebie pilne i ważne zadania. Nie ma tematów, które mógłbyś odpuścić, czego najlepiej dowodzi pontyfikat mojego rodaka Jana Pawła II: nie przykładając nadmiarowej wagi do reformy kurii i rezygnując z bardziej wnikliwego badania kandydatów na biskupów, skoncentrował się on na masowej ewangelizacji. Stało się to później źródłem wielu problemów, w tym także skandali finansowych i zaniedbań w zwalczaniu przemocy seksualnej. Nie możesz jednak zarazem skupić się wyłącznie na naprawie instytucji, bo bez pracy na rzecz ducha, wspólnota chrześcijańska stałaby się martwa. A przecież liczyć na Ciebie może także sporo osób spoza Kościoła, wierząc, że zaangażujesz się na rzecz światowego pokoju i będziesz upominał się również o tych najsłabszych.
Jeden z moich wujów lubił powtarzać, że najwięcej na świecie jest doradców – tylu ludzi zawsze ma coś do powiedzenia. Nie chciałbym wchodzić w tę rolę, sądzę, że masz wokół siebie wiele takich osób. Mogę jedynie podzielić się pewnym doświadczeniem i obserwacjami z Polski oraz pytaniami, jakie zadaję też samemu sobie. Żyję w kraju, w którym jeszcze do niedawna Kościół miał wszystko, dziś wygląda jednak na to, że niemal wszystko wypuścił z rąk. Jesteśmy jednym z najszybciej sekularyzujących się społeczeństw i gdyby nie to, że nasi dziadkowie i rodzice wciąż z dużym zaangażowaniem uczęszczają na msze, świątynie byłyby już puste. Proces odchodzenia od wiary rozpoczął się wcześniej niż wybuchające także nad Wisłą skandale seksualne z udziałem duchownych i ujawniane przez dziennikarzy próby ich tuszowania przez biskupów.
Przyczyn tego kryzysu było wiele, ale jeden wydaje mi się kluczowy: wielu z naszych duszpasterzy nie potrafiło dzielić się autentycznym doświadczeniem obecności Boga w ich życiu, a ich słowa były tak przewidywalne i płytkie, że przestały poruszać i duchowo rozwijać.
Na tym tle słowa papieża Franciszka prezentowały się świeżo i wybijały z kolein katolickiego myślenia. Zmarły biskup Rzymu piętnował przynajmniej dwa grzechy, wcześniej przeoczane przez ludzi Kościoła: klerykalizm, za co często był nielubiany przez swoich współbraci w kapłaństwie dotkniętych wypowiedzią o Jezusie, który „wali w drzwi Kościoła od wewnątrz, bo chce z niego wyjść”, oraz plotkowanie. To ostatnie – jak mówił – „zaczyna się »bardzo niewinnie«, ale kończy »niezostawianiem na kimś suchej nitki«”, obmową czy oszczerstwem. Przesadny nacisk z etyki seksualnej przenosił na troskę o migrantów i ubogich. Poszerzał w ten sposób nasze sumienia, pokazywał, że chrześcijańska moralność nie sprowadza się tylko do VI przykazania. Wierzę, że Tobie też może się to udać. Może, kontynuując dziedzictwo Leona XIII, uczulisz świat na grzechy przeciwko ludzkiej pracy, na globalne nierówności, los wykluczonych ekonomicznie – zarówno pozbawionych ubezpieczeń i praw socjalnych w USA, niedostrzeganych bezdomnych, zmagających się z wyzyskiem lub wypaleniem w innych centrach gospodarczych, jak i zmuszonych do niewolniczej pracy i ponoszących realne koszty naszego komfortu w krajach peryferyjnych.
Może zaczniesz głośno powtarzać najbogatszym, że ewangeliczną przestrogę o „uchu igielnym” należy zacząć traktować znacznie poważniej niż dotąd? Że chciwość zabija i niszczy naszą planetę. Że pracoholizm to grzech przeciwko sobie i bliźnim. Że zamykanie granic przed tymi, którzy szukają godnych warunków życia, jest niechrześcijańskie i nieludzkie.
Czytałem, że poprawiłeś wiceprezydenta J.D. Vance’a w kwestii rozumienia zasady ordo amoris – może mógłbyś również przekonać polskich biskupów, by stanęli w obronie aktywistów sądzonych dziś w Polsce za to, że nieśli pomoc migrantom na granicy Unii Europejskiej z Białorusią?
Pierwsze słowa, jakie wypowiedziałeś do wiernych: „Pokój wam wszystkim” – mocno rezonują z tym, co dzieje się na świecie. W moim kraju i szerzej: w dużej części Europy Franciszek był krytykowany za niedostateczną krytykę Rosji, jej napaść na Ukrainę i imperialne zapędy. A przecież miejsc zapalnych na świecie jest więcej – czy masz pomysł, jak uspokoić świat, także te jego konwulsje, w jakie wprawił go Twój rodak prezydent Donald Trump? Czy pomożesz przywrócić wiarę w wartości amerykańskiej rewolucji: ideę samostanowienia, demokrację i ducha wolności?
Twoje pokojowe pozdrowienie odnoszę także do stanu naszych dusz, psychiki i umysłów. Czy pomożesz nam znaleźć lekarstwo na hejt? A wielu innym, którzy boją się o własne życie lub zdrowie, którzy noszą w sobie liczne lęki, wskażesz perspektywę nadziei i pomożesz odnaleźć odwagę, by żyć?
Nie mam na myśli tylko pobożnych dywagacji, ale rzeczywiste zaangażowanie Kościoła w naprawę społecznych więzi i rozwój kultury troski. Wyobrażam sobie parafie jako miejsca dla warsztatów ze słuchania i dialogu, poszanowania odmienności, współpracy mimo dzielących nas politycznych różnic, inicjatyw, które budują poczucie sprawczości. Wiem, że to sprawy, w których kuria nie zobaczy wielkich sukcesów misyjnych, ale może światu pomoże to dziś bardziej niż kolejna dawka prozelityzmu? W tym wymiarze mógłbyś też w konkretny sposób kontynuować wizję Kościoła jako szpitala polowego.
Choć wygląda to jak lista życzeń, zebrałem jeszcze kilka drobnostek, które chciałbym przedstawić pod rozwagę. Czy Watykan nie mógłby zostać pierwszym całkowicie zielonym i bezemisyjnym państwem na świecie? Sądzę, że masz wszystkie narzędzia, by to uczynić, nie czekając do zapowiedzianego 2050 roku. A dla duchowieństwa: zakaz opłat za sakramenty i nakaz udzielania komunii pod dwiema postaciami – trudno mi pojąć, dlaczego wszyscy, prócz księży, są dopuszczani tylko do jej „połowy”. Widziałem, że tuż po wyborze ubrałeś mucet i odświętną stułę. Być może to tylko „oczko” puszczone w stronę miłośników tradycji – w porządku. Jednak szczerze mówiąc, obserwując uroczystości pogrzebowe Franciszka i przygotowania do konklawe, zastanawiałem się, czy nowy papież nie chciałby zakończyć etapu tych wszystkich „powłóczystych szat”. Nie rozumiem także po co dziś biskupom herby – o pałacach nie wspominając. W Kościele istniała kiedyś era konstantyńska – to fakt, ale czy nie nastał już czas na kolejne epoki? Jak pewnie widzisz, chodzi mi o sprawy, które niwelowałyby podział między ludem Bożym, rozumianym tu jako osoby świeckie, i duchowieństwem, działając na rzecz doświadczenia jak największej równości w obrębie wspólnoty Kościoła. Należy do nich także kwestia równości kobiet i ich większego niż dotąd dopuszczenia do stanowisk kierowniczych w strukturach Kościoła, a także przynajmniej do diakonatu, bo kwestia święceń wydaje się dziś jeszcze bardzo odległa.
Te wszystkie kwestie mogłyby zostać podjęte podczas kontynuacji drogi synodalnej, której owocem będzie przekroczenie dotychczasowej formy chrześcijaństwa. Musimy się odnawiać, na nowo odczytując przesłanie Jezusa i budując coraz lepsze instytucje, bo nowe wino potrzebuje nowych bukłaków.
W swoich Listach do papieża ks. Tomasz Halik napisał: „Liczne impulsy i intuicje Franciszka wymagają jednak dalszych przemyśleń. Jestem przekonany, że dotyczy to także wezwania do synodalności – nie tylko Kościół katolicki powinien stać się «wspólną drogą» (syn hodos). Nie tylko Kościół, ale cała ludzka rodzina potrzebuje wyruszyć we wspólną drogę, a chrześcijanie na tej drodze nie powinni być tymi, którzy się spóźniają i pozostają w tyle, lecz tymi, którzy ją przygotowują i otwierają”. Życzę Ci, byś w tym kierunku rozwijał Kościół i przygotował do tego wszystkich wiernych. Myślę, że to perspektywa godna kolejnego papieża Leona. Niech sprzyja Ci Opatrzność!
Z serdecznym chrześcijańskim pozdrowieniem!
Mateusz Burzyk
Redaktor naczelny miesięcznika „Znak”