Joseph Campbell to człowiek opowieści. Stanowiły one nie tylko przedmiot jego badań i trwającej całe życie fascynacji, lecz także potężne narzędzie komunikacji, z którego potrafił korzystać jak mało kto.
Niepozorny profesor w nieodłącznych wełnianych marynarkach uchylał swym słuchaczom drzwi do tego samego świata, do którego wcześniej zapraszali ich neolityczni szamani, starożytni rapsodowie czy średniowieczni minstrele. „Mity to opowieści o naszych trwających wieki poszukiwaniach prawdy, sensu, znaczeń – powtarzał. – Wszyscy odczuwamy potrzebę opowiedzenia i zrozumienia naszej historii” (tłum. I. Kania). Oto sekret jego niezwykłej popularności. Choć Campbell zostawił po sobie liczne prace, w żadnej ta magia opowieści nie daje o sobie znać tak mocno jak w Potędze mitu.
Niemała w tym zasługa Billa Moyersa – błyskotliwego rozmówcy Campbella i cichego bohatera tej książki. Przez tysiąclecia historii naszego gatunku dialog z mistrzem stanowił naturalną formę nauczania najważniejszych prawd. („Nie powinieneś nauczać, dopóki cię nie poproszą – wspomina Campbell na marginesie jednej z przytaczanych przez siebie opowieści. – Tego, co masz do powiedzenia, nie powinieneś siłą wciskać ludziom w uszy”). W Potędze mitu mamy okazję przysłuchiwać się rozmowie, która ma wszelkie cechy prawdziwego dialogu. Campbell pozostaje otwarty na argumenty Moyersa, ciekawy jego zdania. Słuchanie jest dla niego nie mniej istotne niż mówienie, co wynika ze zrozumienia, że prawdziwa mądrość zaczyna się właśnie od słuchania. Współcześni intelektualiści zabierający głos w przestrzeni publicznej zbyt często o tym zapominają.
Campbell opowiadał o mitach tak, że – by użyć jednego z jego ulubionych słów – „rezonowały” one z życiem tych, którzy słuchali. Wierzył, że mity nie wyjaśniają sensu życia, dając jedną ostateczną odpowiedź na nasze pytania, ale raczej zmieniają całe nasze doświadczenie egzystencji na sensowne. Ta różnica może się wydać subtelna, ma jednak ogromne znaczenie. Opowieści są dla Campbella jak muzyka, która akompaniuje naszej codzienności, przywracając nam harmonię z nami samymi, z innymi ludźmi i z otaczającym nas światem.
Pierwotne źródło mitów stanowią dla Campbella potężne metafory. Drzewo, kamień, ogień, światło, ojciec, matka… Są tutaj, przed nami, a ich materialna obecność domaga się wyjaśnienia. Jednocześnie ich bliskość i zmysłowa dostępność czynią z nich poręczne narzędzia wyjaśniania tego, co odległe i abstrakcyjne. W ten sposób plemię staje się drzewem, grzech – kamieniem, miłość – ogniem, prawda – światłem, a najwyższe bóstwo ojcem lub matką, wiodąc nas na rozstajne drogi, które – jak pokazuje Campbell – prowadzą do dwóch bardzo różnych mitycznych światów. Mity to zatem świat symboli i archetypów, tak trwałych, że niemal odwiecznych i wiecznych, lecz zarazem nieustannie reinterpretowanych i wymyślanych na nowo przez kolejne epoki, pokolenia, przez duchowych przywódców, genialne artystki i zwykłych śmiertelników poszukujących sensu życia.

