fbpx
Bartłomiej Sury lipiec-sierpień 2016

Jeden chrzest

Nie jestem obiektywnym czytelnikiem książki Na początku był Chrystus. Miałem okazję przyglądać się początkowym etapom jej powstawania, kiedy biskupi Marcin Hintz (luteranin), Jerzy Pańkowski (prawosławny) i Grzegorz Ryś (rzymski katolik) spotkali się z Januszem Poniewierskim i Jakubem Drathem, aby porozmawiać o swojej wierze i historii. Jednak sama treść ich rozmów była dla mnie nieznana aż do momentu wydania.

Artykuł z numeru

Czy religia ma przyszłość?

Czy religia ma przyszłość?

Pamiętam natomiast spotkanie współautorów z fotografem na dziedzińcu krakowskiej kurii. Biskupi oficjalnie i w milczeniu pozowali do zdjęć. Wydawało mi się, że pierwsze próby były dosyć sztywne. Dopiero gdy zaczęli swobodnie rozmawiać (może bp Ryś rzucił jakąś anegdotę?), udało się złapać ujęcie, które ostatecznie trafiło na okładkę. „Ekumenizm rozpoczyna się od (…) rozmowy” (s. 29).

Na szczęście okładkowe zdjęcie koresponduje z treścią publikacji. Pierwszą obawą czytelnika może być bowiem spodziewany formalizm, gdyby książka okazała się sympatycznym przytakiwaniem i kurtuazyjną wymianą uprzejmości. Życzliwą, ale zbyt ostrożną ekumeniczną poprawnością, z której nic nie wynika. Dyplomacja może być przecież sprytną metodą ucieczki od faktycznego zaangażowania. Na szczęście Na początku był Chrystus nie jest zbiorem pustych formuł. To w ogóle nie jest seria zapewnień o „konieczności współpracy”, lecz poważna rozmowa o przeżywaniu chrześcijaństwa i doświadczeniu wiary.

Rozmówcy spotkali się w Krakowie, zaproszeni przez bp. Rysia. Pretekstem był zbliżający się jubileusz 1050-lecia chrześcijaństwa na ziemiach polskich. Biorąc pod uwagę całą pompę nadchodzących uroczystości kościelnych i państwowych, trzeba było prawdziwie ekumenicznego zmysłu, aby zauważyć fakt tak oczywisty, że aż łatwy do przeoczenia: X w. to wciąż Kościół niepodzielony (przynajmniej formalnie), schizma roku 1054 dopiero się zbliża, reformacji nie widać jeszcze na horyzoncie.

Nie znaczy to jednak, że chrześcijaństwo posiadało wtedy zunifikowaną tradycję. Bp Pańkowski wraca co jakiś czas do pytania o obrządek, w którym Mieszko przyjął chrzest. Przypomina, że dla prawosławnych łaciński charakter tego wydarzenia wcale nie jest oczywistym faktem, sugeruje, że władca mógł być związany z tradycją cyrylo-metodiańską. Na przykładzie tej spornej kwestii widać, że nieznajomość historii szkodzi, bo istotne detale mają swoje symboliczne znaczenie. Na szczęście żaden z rozmówców nie jest ignorantem w tej dziedzinie, a bp Ryś (historyk Kościoła) pokazuje, jak ważne jest przyjęcie odpowiednio długiej perspektywy. Gdy bp Hintz argumentuje, że dla ewangelików „skałą, na której Pan zbudował swój Kościół, nie jest osoba Piotra, ale jego wyznanie wiary” (s.76), krakowski hierarcha przypomina, że to interpretacja pochodząca od św. Augustyna, a nie od Marcina Lutra (s. 80).

Jednak książka nie jest intelektualną przepychanką. Zdecydowanie ważniejsze od szczegółów historycznych są bowiem pytania o dzisiejsze doświadczenie wiary i przyszłość chrześcijaństwa. Po co w ogóle dialog ekumeniczny, skoro, jak zauważa bp Pańkowski, „każdy z nas wierzy, że jego Kościół dysponuje pełnią środków koniecznych do zbawienia” (s. 107)? Odpowiedzią mogą być słowa bp. Rysia: „chodzi o (…) uznanie, że Duch Święty działa także poza obszarem mojej wspólnoty konfesyjnej” (s. 109). Przyznanie racji temu stwierdzeniu może w jednej chwili uruchomić pragnienie dialogu i pojednania.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się